sobota, 22 sierpnia 2015

NOWY BLOG!

Kochane! :*

Zapraszam Was na mojego nowego bloga http://tajemnice-tez-sa-wazne.blogspot.com.
Opowiadanie jest tym razem o tematyce siatkarskiej :) 
Powstał już prolog- rozgrzewka na którego serdecznie Was zapraszam :3

Do zobaczenia na drugim blogu,
zaskokowana ;*

wtorek, 11 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ XX- EPILOG

MOJE KOCHANE! TEN ROZDZIAŁ DEDYKUJĘ WSZYSTKIM, KTÓRZY WYTRWALI ZE MNĄ DO TEGO MOMENTU! TO DLA WAS <3

***

Rozmowa tej dwójki zdecydowanie nie należała do tych najprzyjemniejszych w życiu.. Siedząc na dole w salonie, słyszałem wyraźnie każde słowo wypowiedziane przez Emmę bądź Michaela. Szloch Emmy połączony z krzykiem, myślę że powinien dać Michiemu do myślenia.. Jeśli chłopak nie weźmie się w garść to miłość jego życia, oraz dzieci mogą przelecieć mu koło nosa.
Kiedy po piętnastu minutach nieustannych krzyków, usłyszałem huknięcie drzwiami miałem już pewność że nie doszli do żadnego porozumienia. Mało tego, miałem wrażenie że to jest właśnie moment kiedy blondyn z Austrii traci całe swoje życie. Traci je bezpowrotnie... Do salonu wróciła kolejne kilkanaście minut później. Nie odezwała się ani słowem. Minęła mnie, nawet na mnie nie patrząc i pewnym krokiem wyszła na taras. Usiadła na jednym ze schodków prowadzącym wgłąb ogrodu i tępo wpatrywała się w jeden z krzaków.
-Powiesz mi na czym stanęło?- nawet nie reagowała na mój głos, była całkowicie pogrążona w swoim świecie. W świecie, gdzie jest sama. W świecie, gdzie nikt nie rozwiąże za nią jej problemów. W świecie, gdzie właśnie coś straciła- Em proszę Cię...
-Pije. On cały czas pije. Wmawia mi, że już jest czysty, że nie pije od kilku dni. Ale ja go znam. Wiem, kiedy kłamie mi prosto w oczy. Właściwie to nie znam innego Michaela. Cały nasz związek opierał na kłamstwie.. Od samego początku nie był szczery, to co się dziwić że teraz też nie jest. Wiesz co jest najgorsze?
-Nie wiem..
-Powiedział, że odbierze mi dzieciaki. Odbierze mi je na drodze sądowej. Powoła na świadków cały personel szpitala, który był obecny przy mnie po porodzie. Wszystkich, którzy widzieli jak bardzo nie chce tych dzieci.
-Przecież nie może.. Każdy sąd będzie patrzył na to, że teraz jesteś wzorową matką. Myślę też, że..
-Każdy sąd będzie patrzył na to, że zabraniam Michiemu widywać dzieci. Prawnie nadal jest ich ojcem, a ja nie mam żadnego prawa zabraniać mu spotkań z Mią i Tobiasem.
-Będziemy walczyć o to, żeby dzieci zostały z Tobą!- obróciła głowę w moją stronę i dopiero teraz zauważyłem, że jej twarz cała pokryta jest łzami
-Jest jeszcze jedno wyjście- odwróciła wzrok- Wrócę do niego. Wtedy będę miała pewność, że nie zabierze mi dzieci.
-Czy Ty siebie słyszysz?! Uciekałaś od niego tylko po to, żeby za chwilę wrócić? Emma to się mija z celem. Nie zgadzam się!
-Thomas to co mam zrobić? Co Twoim zdaniem mam zrobić?

***

Wchodząc do miejsca w którym się umówiliśmy liczyłem, ze zastanę brunetkę siedzącą przy jednym ze stolików. Zamiast niej siedział, tak dobrze znany mi mężczyzna. Mężczyzna do którego uciekła moja dziewczyna.
-Nie miała nawet odwagi, żeby przyjść? Musiała wysłać Ciebie?- usiadłem naprzeciwko piłkarza
-Jeszcze się dziwisz? Po tym jaki dałeś ostatnio popis, nie dziwne że się boi spotkać z Tobą sam, na sam. W końcu zagroziłeś, że zabierzesz jej dzieci. 
-To moje dzieci. Są tak samo moje jak i jej. O ile mi wiadomo to Tobie akurat najmniej do tego.
-Michi zróbmy tak. Będziesz mógł spotykać się z dzieciakami, jak się ogarniesz. Przestaniesz pić, wrócisz do głównej kadry, wtedy bez problemu Emma pozwoli Ci na spotkania z nimi.
-No tak Emmą przecież zaopiekował się już ktoś inny. Nie mam racji?- widziałem jak kostki bledną mu od zaciskania pięści- A co jeśli chcę całkowitej opieki nad Mią i Tobiasem? Nie interesuje mnie weekendowa rola tatusia.
-W takim razie do zobaczenia w sądzie Michi.
-Thomas!- skupiłem na sobie całą uwagę ludzi w restauracji- Nie będziesz wychowywał moich dzieci. Zapamiętaj to sobie.
Otwierając tydzień później drzwi listonoszowi, dokładnie wiedziałem co mi przyniósł. Otworzenie koperty, wiązało się z zobaczeniem pozwu z sądu. Rozprawa za niecałe dwa miesiące. Zostały mi tylko dwa miesiące na zbudowanie dobrej obrony, przed adwokatem Emmy. Tak dobrej, że to ja wygram sprawę. 

-Rozpoczynam sprawę w sprawie opieki nad nieletnią Mią Stoch Hayboeck, oraz nieletnim Tobiasem Stoch Hayboeck. Stawili się powód Emma Stoch, wraz ze swoim adwokatem, oraz pozwany Michael Hayboeck wraz ze swoim adwokatem. Rozprawę uważam za rozpoczętą. Pani Emmo jest pani pewna, że nie są państwo wstanie dogadać się poza sądem? Rozprawa naprawdę jest konieczna?
-Tak wysoki sądzie. Polubownie nie da się tego załatwić- nigdy jeszcze nie widziałem jej tak poważnej, i pewnej siebie
-Dobrze, w takim razie może opowie nam Pani, dlaczego chce Pani odebrać panu Hayboeckowi prawa do Państwa dzieci?
-Ponieważ nie wyobrażam sobie, że ten człowiek będzie mógł wychować godnie nasze dzieci. Michael miał momenty kiedy się upijał, kłamał i stawał się agresywny. Wysoki sądzie ja nie chcę takiego autorytetu dla naszych dzieci.
-Wasze pożycie mam rozumieć już nie istnieje?
-Tak. Nie mieszkamy razem już od prawie trzech miesięcy, a od dwóch w ogóle się nie widzieliśmy. 
-Rozumiem. Mam jeszcze jedno pytanie. Czy to prawda, że nie chciała Pani tych dzieci? Mam informację, że właśnie tak było. Wyjaśni to Pani?
-Tak było. Mój poród był ciężki, okres po nim również. Przez dwa tygodnie w ogóle nie mogłam patrzeć na moje dzieci, nie chciałam ich. Ale.. Ale to się zmieniło jak tylko pierwszy raz je zobaczyłam. Teraz już nie wyobrażam sobie bez nich życia. 
-Panie Michaelu, jak pan odniesie się do zeznań pani Stoch?
-Wysoki sądzie jak mam się odnieść? Każdy w swoim życiu miewa gorsze i lepsze momenty. Emma po prostu wykorzystała gorszy moment i odebrała mi dzieci. Nigdy nie byłem agresywny w stosunku do pani Stoch. Była ona całym moim życiem, i Wysoki sądzie nadal jest. Kocham tą kobietę. I chciałbym wychowywać z nią nasze dzieci, Ostatnio miałem sporo czasu i wszystko sobie przemyślałem. Nie chcę rozbijać naszej rodziny- mina Emmy mówiła wszystko, nie wierzyła mi. W stu procentach była przekonana, że robię to tylko po to żeby odebrać jej dzieci.- Proszę niech Sąd to uwzględni.
-Po wysłuchaniu zeznań powoda i pozwanego, oraz wszystkich świadków mam całkowity obraz sytuacji. Ogłoszenie końcowego stanowiska nastąpi za dwadzieścia minut.

***

PIĘĆ LAT PÓŹNIEJ

Nie da się ukryć, że góry o tej porze roku wyglądają naprawdę uroczo. Sierpień w tym roku, jest wyjątkowo upalny. Na tyle, że siedząc o dwudziestej na tarasie nie odczuwam żadnego chłodu.
-Mamooo! Mamooo! Gdzie jesteś?- krzyk mojego pięcioletniego syna, to najprzyjemniejszy krzyk w całym moim życiu- Mamooo!
-Tutaj Tobi! Jestem na tarasie!- chwilę później w moim ramionach znalazł się niebieskooki blondynek, przypominający tak bardzo swojego ojca- O co chodzi łobuzie?
-Kiedy tata będzie? 
-Dzwonił, że będzie za dziesięć minut. Jesteście spakowani z Mią? 
-Taak mamo. Mamy wszystko.
-Tobi, a szczoteczki do zębów?- uśmiechnęłam się do synka- Mam sprawdzić? 
-No dobraaa. Spakuję- wstał z kolan i powolnym krokiem skierował się do łazienki. 
Kiedy zapinałam torbę Mii usłyszałam dzwonek do drzwi, nie zdążyłam się dobrze obrócić a drzwi były już otwarte.
-Tataa!
-Tataaa! W końcu!
Ten widok zawsze łapał mnie za serce. Co dwa tygodnie, w piątek wyczekiwali już od rana przyjazdu Michaela. A kilka minut po dwudziestej oboje wpadali mu w ramiona. 
-Cześć Em. Ślicznie wyglądasz, ciąża ci służy- trochę sztucznie się uśmiechnął
-Dzięki. To co przywieziesz ich w sobotę za tydzień? 
-Tak jak się umawialiśmy. Odstawię tą dwójkę i uciekam. To w końcu nie nasz dzień.
-Michi, zaczekaj. Jeśli to nie problem to chciałabym, żebyś tam był. Nawet z..
-Jasne wiem z kim. Obiecuję, że będziemy. Dzieciaki pakujemy się do samochodu! Kto pierwszy ten lepszy! 
Cała trójka biegnąca do samochodu, wyglądała na taką szczęśliwą. Wyglądali jakby robili to codziennie, a nie co dwa tygodnie. Od czasu rozprawy Michi stał się idealnym ojcem, rozumiejącym swoje błędy.
22.08.2020 Oberstdorf
-Ja Thomas biorę Ciebie Emmo za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
-Ja Emma biorę Ciebie Thomasie za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
-Mogą Państwo wymienić się obrączkami- idealnie dopasowana obrączka wylądowała na moim palcu.- Może Pan pocałować Pannę młodą.
Kościół wypełniony był skoczkami różnych narodowości, oraz piłkarzami Bayernu oraz reprezentacji Niemiec. W pierwszych ławkach siedział Kamil z Ewą i dwójką swoich dzieci, Robert z ciężarną Anią. Stefan ze swoją narzeczoną. I siedział on. Blondyn z którym miałam stanąć na ślubnym kobiercu. Teraz koło niego siedziała długonoga blondynka, która już kiedyś miała być Jego żoną. Tak kochani Michael wrócił do Claudii, albo ona do niego.. Kto wie.
A ja? Wychodzę z kościoła ubrana w białą suknię, z mężczyzną mojego życia u boku. Z zaokrąglonym brzuszkiem, spodziewając się kolejnego łobuza do wesołej gromadki. 
Tak zdecydowanie dogoniłam marzenia! 

_________________________________________________
Hej Kochane! ;*
Niestety ale nadszedł czas pożegnania :( Nie lubię tego robić, ale czasami trzeba :( Ale obiecuję, że nie będzie to długa rozłąka :)
Dziękuję Wam wszystkim za to, że nadal ze mną jesteście :3 Dziękuję Wam, za te wszystkie komentarze (o dziwo nie było żadnego negatywnego ;o) 
Dziękuję Wam również za 19,222 wyświetleń (na chwilę obecną, czyli na 21:13, dnia 11.08.2015) :)
Szczególnie chcę podziękować Annie Kannie, za to że zawsze mnie wspierałaś. W chwili kiedy było ciężko byłaś przy mnie, za co Ci najbardziej dziękuję! <3 Dziękuję też za wszystkie nasze głupkowate snapki :D 
Osobne podziękowania należą się też Klaudii, Anette15, Kolorowej Bieli i Agacie Grzesik :) Dziękuję Wam, za to że jesteście od zawsze <3
Dobra koniec, bo ja już płaczę :( 
Do napisania Kochane! ;*
Buziaki,
Ala ;*


wtorek, 28 lipca 2015

ROZDZIAŁ XIX

Weszłam do pustego mieszkania. Oprócz ścian, okien i drzwi nic się tutaj nie znajdowało. Ogromna przestrzeń, a na środku ja z dwoma nosidełkami. Co tak właściwie zrobiłam? Uciekłam. Znowu od niego uciekłam..
Ja po prostu nie nadaję się do życia w związku. Co z tego, że Go kocham, skoro nie potrafię z nim przebywać. Zaczynam się bać kiedy idzie do mnie z zaciśniętymi pięściami, boję się kiedy nie reaguje nawet na mój krzyk. To właśnie przemawia za tym, że nie zostawię z nim moich dzieci. Nigdy więcej Michi!
Po przebywaniu chwilę w pustym pomieszczeniu zdałam sobie sprawę, że nie jest to idealne miejsce dla małych dzieci. Wyjęłam telefon z torebki i wykręciłam tak dobrze znany mi numer.
-Halo?- usłyszałam zaspany męski głos- Emma, wiesz która jest godzina?
-Wiem. W pół do pierwszej w nocy.
-O co chodzi Em?
-Możemy do Ciebie przyjechać? W sensie ja i dzieciaki.
-O której mam czekać na lotnisku?
-Dam Ci znać, o której mamy samolot. Dzięki.
-Wiesz, że nie ma za co. Do zobaczenia Em.
Miałam tylko nadzieję, że miejsce gdzie jadę nie będzie pierwszym kierunkiem Michaela, podczas moich poszukiwań. Byłam bardziej niż pewna, że nie będzie się kontaktował tylko przez adwokata. W końcu w ciągu tych kilku godzin zdążył już zadzwonić prawie czterdzieści razy..
Lotnisko tętniło życiem, jakby był środek dnia. Nikogo nie obchodziło, że jest już około drugiej w nocy. Wszyscy zgodnie czekali na swoje samoloty, najczęściej zabierające ich na tak długo wyczekiwane wakacje.
-Bilet do Monachium poproszę- kobieta w okienku nie ukrywała swojego zdziwienia, w końcu nie często spotyka się matkę lecącą samolotem z dwójką, miesięcznych niemowląt- Coś się stało, że tak mi się Pani przygląda?
-Nie, przepraszam.- spuściła wzrok- To Pani bilet. Miłego lotu.
-Dziękuję.

***

Moja agonia po wieczornym piciu trwała całą noc. Nie zmrużyłem oka, do czwartej próbowałem do niej dzwonić. Ani razu nie odebrała, później w końcu wyłączyła telefon. Wtedy po raz kolejny sięgnąłem po kieliszek. 
Dźwięk mojego telefonu, roznosił się po całym domu, drażniąc przy tym moją głowę. Ciało odmawiało mi posłuszeństwa, a głowa eksplodowała. Kiedy przez kolejne parę minut dźwięk nie ustępował, w końcu zwlokłem się z kanapy w poszukiwaniu telefonu.
-Halo?
-Piłeś?- no tak kontrola musi być- Znowu piłeś?!
-Stefciu, a Ty to się zamieniasz w moją matkę? Dodam, że jestem już dorosły
-Rób co chcesz, ale pamiętaj że masz małe dzieci do wychowania,
-Mam, albo nie mam. Emma się wyprowadziła. Rozmawiać chce tylko przez adwokatów
-Co Ty idioto znowu zrobiłeś?! Postaw się na miejscu tej biednej dziewczyny! Robisz wszystko żeby Cię znienawidziła
-Skończyłeś już?- usłyszałem tylko głośne westchnięcie
-Rób co chcesz, to w końcu Twoje życie. Pamiętaj, że za dwa dni lecimy na obóz przygotowawczy. Ogarnij się do tego czasu. Nie chcesz, żeby Kuttin zobaczył Cię w takim stanie.
-Ok. Na razie Stefan- nie czekając na odpowiedź, rozłączyłem się
Zapomniałem o tym cholernym obozie. moje poszukiwania Emmy i dzieciaków będę musiał przełożyć o cały tydzień. Do Turcji muszę pojechać, jeśli chcę zatrzymać swoje miejsce w kadrze. A tego mi jeszcze brakuje, żeby wywalili mnie z drużyny. 
-"Michi skup się do cholery! Odzyskaj Emmę, dzieciaki i najwyższą formę!"

***

Dzieciaki smacznie spały, więc mogłam zejść wyjaśnić wszystko Thomasowi. Był moim przyjacielem, ale pomimo tego nie ukrywał swojego zdziwienia jak odbierał nas z lotniska. 
-Zasnęły?- przytaknęłam głową- To może teraz w końcu wyjaśnisz mi o co chodzi?
-Chodzi o Michaela. Ja po prostu nie.. - moja opowieść trwała dobre pół godziny zanim doszłam do końca- Zabrałam dzieci i odeszłam. 
-Byłem pewny, że między Wami już wszystko dobrze. Mieliście wspólnie zamieszkać, razem mieliście wychować maluchy.
-Nie będę mieszkać z kimś kogo...- w tym momencie głos mi się załamał
-Kogo się boisz. To chciałaś powiedzieć?- nawet na niego niego patrzę, ale czuję że zmniejsza odległość między nami, chwilę później czuje jak delikatnie mnie obejmuje- Nie pozwolę Ci do niego wrócić. Nie możesz być z mężczyzna, którego nie jesteś pewna
-Thomas, ja to wszystko wiem, ale z drugiej strony ja sobie nie poradzę sama z dziećmi. Nadal wymagam rehabilitacji, a opieka nad dwójką takich łobuzów wymaga dużo siły.
-Pomogę Ci, Mam ogromny dom, w którym mieszkam zupełnie sam. Zamieszkajcie ze mną- patrzyłam na niego nie dowierzając w to co mówi- Przynajmniej oboje będziemy mieli towarzystwo.
-Już raz zamieszkałam z mężczyzna. tez podobno nie było to nic zobowiązującego.
-Em nie porównuj mnie do Michaela, proszę, Możecie z maluchami zająć nawet jedno całe skrzydło domu. Jeśli nie będziesz chciała tam kogoś obecności to załatwię Ci całkowity spokój. 
-Nie wiem. Może powinnam wrócić do polski. W końcu mam tam rodzinę i mój dom.
-Jak chcesz. Ale osobiście uważam, że Michi właśnie tam zacznie swoje poszukiwania.

***

Ostatni dzień w Turcji. Nie da się ukryć, że wszyscy mają już dosyć tego miejsca. Pojawiają się pierwsze kłótnie, a nawet małe bójki. Kuttin nie wytrzymuje, a co z tym idzie nie wytrzymują już wszyscy dookoła. Ostatni trening rano, pakowanie i szybko na samolot. 
-Jesteś pewny, że nie lecisz z nami do Innsbrucka? Przecież nie wiesz czy na pewno jest u Kamila.
-A gdzie indziej miałaby być Stefan? Zakopane i dom rodzinny to dla Emmy największa ostoja spokoju. Cokolwiek się zaczyna dziać, od razu przywołuje sobie to miejsce, Ono ją wycisza, uspokaja,
-No dobrze, ale masz świadomość, że jeśli jej tam nie ma to Kamil zacznie się wypytywać czemu szukasz jej w Polsce?- przestałem chwilowo się pakować i spojrzałem na przyjaciela- Myślę, że to nie do Polski pojechała.
-To w takim razie mądralo gdzie jest?
-Emma to mądra kobieta, i wie że jakby Kamil się o tym dowiedział to przy pierwszej okazji, sprałby Ci dupę. Nie ryzykowałaby kariery Kamila. Poza tym myślę, że miała świadomość tego, że tam pojedziesz. Myśli Michi to nie boli!- wróciłem do mojej poprzedniej czynności- Idioto!
-Nie mam pomysłu! Przecież nie pojechała do.. Nie no co Ty.
-Jesteś pewien, że jej tam nie ma?
-Nie pojechałaby do Thomasa, nie po tym wszystkim! Nie mogłaby!
-Zacząłbym od Monachium Michi. Ale zrobisz jak będziesz chciał.

***

-Thomas no nie bój się. Małe dzieci nie gryzą- spojrzał na mnie z przerażoną miną- Najwyżej Cię opluje.
Oboje zaczęliśmy się śmiać. Jestem u Niemca już dobry tydzień, a on do tej pory ani razu nie trzymał, żadnego z bliźniąt. W końcu nie miał wyboru, został zmuszony. Podałam mu moją córkę, mówiąc w jakich strategicznych miejscach musi trzymać ręce. Początkowo wziął ją tak jakby była co najmniej ze szkła. 
-Ale ona jest mała- powiedział to nie odwracając wzroku od dziewczynki- Mógłbym takie maleństwo mieć. 
-Mała to ona była jakiś miesiąc temu, teraz to już powoli olbrzym się robi. Zadzwoń do swojej dziewczyny i powiedz, że marzy Ci się mała córka- nie uśmiechnął się na wspomnienie jego dziewczyny
-Rozstaliśmy się, 
-Przepraszam, nie wiedziałam, Nic nie powiedziałeś.
-Było minęło- sztucznie się uśmiechnął i znowu przeniósł wzrok na moją córkę
-Byłbyś dobrym ojcem- podniósł głowę i znacznie się do mnie przybliżył, kiedy nasze twarze dzieliły już centymetry usłyszeliśmy głośne pukanie do drzwi
-Dobre wyczucie czasu. Ja otworzę- podał mi dziecko, a sam udał się w kierunku drzwi.
Chwilę pokręciłam się po pokoju, w którym spały dzieciaki ale z dołu doszły mnie głośne dźwięki.
-Co Ty tutaj robisz?
-Jest u Ciebie prawda?- Michael, skąd on?- Chcę z nią tylko porozmawiać, muszę jej coś wyjaśnić.
-Myślę, że ona nie potrzebuje Twoich wyjaśnień
-Thomas nie wtrącaj się to sprawa między mną, a Emmą
-To ciekawe czemu teraz jest u mnie w domu, a nie u Ciebie?- wiedziałam, że ta rozmowa nie skończy się dobrze
-Michi. Ja nie chcę z Tobą rozmawiać.
-Daj mi pięć minut, potem odejdę. Proszę Cię..- w kącikach zauważyłam małe łzy..

____________________________________________________________
Hej Kochane! ;*
Przybywam z dziewiętnastką już ;o Ktoś mi powie kiedy to wszystko minęło? :P
Mam nadzieję, że się Wam spodoba, bo nie ukrywam, że bardzo dobrze mi się pisało ten rozdział :)
PS. 1 Z racji tego, ze tutaj do końca zostały nam max cztery rozdziały to mam do Was dwa pytania. Po pierwsze czy chcecie, żeby po "Goń za marzeniami" pojawiło się coś nowego? A po drugie czy macie jakiegoś głównego bohatera na uwadze?  Będę bardzo wdzięczna jeśli odpowiecie mi na te pytania :) 
PS. 2 Mam też prośbę, żeby każdy kto przeczyta rozdział zostawił po sobie chociaż malutki komentarz. To daje naprawdę dużą motywację :) Liczę na Was! :3
PS. 3 Jak Wam się podoba nowy "wystrój"? :)
PS. 4 Życzę wszystkim udanej zabawy na LGP w Wiśle (pozdrówcie Michiego ode mnie ;)
Buziaki,
Ala ;*

poniedziałek, 20 lipca 2015

ROZDZIAŁ XVIII

-Michi ale jak to do domu? Przecież..
-Wiem, że nie chcesz ze mną mieszkać. Ale tak sobie pomyślałem, że do czasu kiedy lepiej się nie poczujesz powinnaś ze mną zamieszkać. Em, przecież dobrze wiesz, że przy dwójce dzieci jest masa roboty. A ja..
-Dobrze. Zamieszkamy z Tobą do czasu, kiedy nie poczuję się lepiej. Ale Michi, chce żebyś wiedział że to nie potrwa długo.
-Jasne- uśmiechnął się, ale wyglądał mimo wszystko na przybitego- To jedziemy.
Po paru godzinach zajechaliśmy pod dom. Zapamiętałam go dokładnie tak, przez te parę miesięcy w ogóle się nie zmienił. Po wejściu do środka poczułam się jak zawsze tutaj, czyli bezpiecznie.Ten dom, strasznie przypomina mi mój rodzinny dom w górach.
Stałam na środku salonu może z dwie minuty, ale jak się rozejrzałam to nie było tutaj ani Michaela, ani dzieci. Spojrzałam na schody i weszłam nimi na piętro. Wszystkie drzwi były pozamykane, jedynie jeden pokój miał lekko uchylone drzwi. Kiedy zajrzałam do środka zdałam sobie sprawę z tego czyje to miejsce.
Jasne pastelowe ściany. Dwa małe,białe łóżeczka na wprost drzwi, a nad nimi zawieszone pluszowe litery tworzące imiona naszych dzieci. Oprócz tego stała szafa, komoda. Wszędzie gdzie się spojrzało leżały misie. W rogu pokoju stał ogromny szary fotel, a w nim siedział Michi trzymający Mię.
Widok blondyna z dzieckiem na rękach był rozczulający. Zachciało mi się płakać, ale nie wiedziałam z jakiego powodu. Przecież teoretycznie powinnam być szczęśliwa. Mam dwójkę cudownych dzieci, i mężczyznę, którego.. kocham?
-Śpią. Idziemy na dół?- nawet nie zauważyłam, kiedy zdążył położyć małą do łóżeczka.
-Jasne.
-A zapomniałbym, dla Ciebie jest łóżko w sypialni. Ja będę spał na kanapie, bo wiesz nie przewidziałem opcji..
-Michi, przestań. Nie przeszkadza mi spanie z Tobą, o ile będziesz trzymał łapki przy sobie- zaśmiał się i przytaknął głową.
Kolacja, i telewizor na tym miał polegać nasz cały wieczór. Dzieciaki spały spokojnie, nie było słychać nawet krótkiego szlochania. Kiedy w końcu wkręciłam się w jakiś film, telewizor został wyłączony.
-Prądu nie ma?- spojrzałam na blondyna siedzącego obok
-Nie. Sam go wyłączyłem. Em, możemy porozmawiać?
-O czym?
-W szpitalu powiedziałaś, że w ogóle nic o Tobie nie wiem, że w ogóle Cię nie znam.. Nie powiem trochę mnie to zabolało. Na początku pomyślałam, że się mylisz bo przecież znam Cię jak nikt inny. Ale przemyślałem to- w końcu na mnie spojrzał- I masz rację, poza tym że Kamil to Twój kuzyn, i tym że Twoi rodzice nie żyją nie wiem o Tobie nic..
-Wiesz, że lubię Bayern bardziej niż Barcelonę. Kocham jeździć samochodem, ale za to nie lubię serduszek i tego typu rzeczy
-To chyba i tak nadal za mało
-Co chcesz wiedzieć?- zdziwiłam się kiedy Michi wyciągnął z kieszeni kartkę złożoną kilka razy.
Jak się okazało lista Michiego była cholernie długa. Obejmowała prawie całe moje życie, począwszy od mojego ulubionego jedzenia, kończąc na tym jak się czułam kiedy dostałam od niego nartami. Skrupulatnie starałam się odpowiedzieć na jego pytania. Czasami było mi trudniej, ale zawsze jakąś odpowiedź otrzymywał. 
-Em obiecuję, że to jest już ostatnie moje pytanie.
-To je zadaj- spojrzałam na niego lekko się uśmiechając- Już nic gorszego mnie nie spotka
-Em czy Ty.. kiedykolwiek mnie kochałaś? Tylko bądź ze mną szczera, proszę.
-Czy Cię kochałam? Michi ja nadal Cię kocham, i to jest moim największym problemem. Pomimo tego wszystkiego co mi zrobiłeś, ja nie potrafię Cię nie kochać. Będąc w szpitalu wmawiałam sobie, że nie jesteś mi potrzebny. Łudziłam się, że dam sobie radę bez Ciebie... Ale teraz wiem, że nie tak to działa. Każdemu człowiekowi do życia, jest potrzebna druga osoba. Osoba na którą może liczyć w każdej sytuacji, osoba z którą może śmiać się cały dzień, ale również może go przemilczeć. Dla mnie właśnie Ty jesteś taką osobą.
-Emma, więc wróć do mnie. Zamieszkaj, ze mną ale nie ze względu na dzieci tylko, ze względu na nas. Proszę Cię
-Nie rozumiesz. Jesteś dla mnie taką osobą, ale z drugiej strony doskonale pamiętam wszystkie momenty kiedy się na Tobie zawiodłam. Chociaż bardzo bym chciała je wyrzucić z głowy, to nie potrafię. Wierzę, że będziesz idealnym ojcem dla naszych dzieci, i wierzę też że dla Ciebie jestem całym światem... Ale to wszystko niestety nie zwróci mi zaufania do Ciebie.
-Rozumiem.. Chociaż właściwie wiesz co?! Nie rozumiem, bo do cholery jeśli mnie kochasz to powinnaś ze mną być. Jeśli się kogoś kocha to robi się wszystko, żeby z nim być!- szedł w moim kierunku z zaciśniętymi pięściami, po raz pierwszy zaczęłam się go bać- Robi się dosłownie wszystko!- chwycił moją twarz, unieruchamiając ją tak, żebym patrzyła prosto w jego oczy. Jego uścisk był tak mocny, że nie mogłam poruszyć głową, poczułam że łzy zaczynają płynąć mi po policzkach. Nie rozluźnił uścisku tylko zaczął zachłannie mnie całować, nie liczyło się dla niego to, że nie chcę tego. Nie liczyłam się ja.
-Puść mnie- nie krzyczałam ja po prostu go błagałam, kiedy jego dłonie nie ustąpiły zaczęłam krzyczeć- Puszczaj mnie Michi!
Kiedy w końcu odsunął się kawałek ode mnie, mogłam swobodnie zacząć oddychać. Powoli rozmasowywałam moją obolałą od uścisku twarz. Patrzył na mnie wzrokiem nieobecnym, a jednocześnie przepełnionym zdziwieniem. Miałam wrażenie, że sam nie wiedział co właśnie się stało.
-Ja nie..
-Zamknij się! Nie pozwolę Ci nigdy więcej na coś takiego!- podeszłam do niego na tyle blisko, że byłam w stanie wymierzyć mu soczysty cios w policzek- Nigdy więcej nie dotniesz mnie w ten sposób. Właściwie to nigdy mnie nie dotkniesz. Swoim zachowaniem pokazałeś..- usłyszałam głośny płacz z pokoju na górze.- Ja pójdę.
Wchodząc po schodach próbowałam powstrzymywać łzy, nie chciałam żeby moje dzieci zobaczyły mnie w takim właśnie stanie. Tobias płakał tak głośno, że dziękowałam Bogu, że nie obudził swojej siostry. Wyciągnęłam go ostrożnie z łóżeczka, mimo wszystko nadal nie byłam pewna jak się obchodzić z dziećmi. Zaczęłam kołysać go w ramionach, kierując się w stronę ogromnego szarego fotela. Próbowałam zrobić wszystko, żeby przestał płakać ale w ogóle mi to nie wychodziło.. W pewnym momencie miałam ochotę popłakać razem z nim. Kiedy w końcu po równo trzydziestu minutach jak w zegarku zasnął, usłyszałam trzaśnięcie drzwiami na dole. Doskonale wiedziałam, że oznacza to wyjście Michaela z domu, niestety oznaczało też płacz dwójki małych dzieci.

***

Było mi wszystko jedno. Wiedziałem, że tym dzisiejszym zachowaniem przekreśliłem wszystko. Ona nigdy mi nie wybaczy...
Szedłem oświetlonymi ulicami Innsbucka, dokładnie wiedząc gdzie się kieruje. Szukałem pierwszego lepszego baru, gdzie mógłbym utopić moją głupotę w alkoholu. Kiedy doszedłem do jednego z barów, cieszyłem się że jest tam tak tłocznie. Liczyłem na to, że nikt nie zwróci uwagi na cudownego skoczka Michaela Hayboecka. Pff, cudowny skoczek?! Idiota i nic więcej..
Usiadłem przy barze, prosząc barmana o pierwszy kieliszek wódki. Potem o kolejny. i kolejny.. Z baru wychodziłem jako jeden z ostatnich. Byłem pijany i to bardzo. Mogłem jedynie liczyć, na to że Emma wybaczy mi to wyjście.
Usiłowałem przekręcić klucz w zamku przez dobrych parę minut, bez skutku. Liczyłem na to, że w końcu ktoś usłyszy moje dobijanie się do drzwi. Żadne ze świateł nie paliło się w domu, byłem pewny że wszyscy już śpią. Kiedy w końcu udało mi się wejść do środka, zobaczyłem włączoną jedną małą lampkę, skierowana była na stolik obok kanapy. Na blacie leżała mała karteczka

"Michi odchodzę. Nie potrafię z Tobą mieszkać, nie potrafię z Tobą być. 
A jeśli się nie zmienisz, przysięgam, że zabiorę Ci Mię i Tobiasa.
Nigdy ich już nie zobaczysz, więc zastanów się nad sobą. 
Jeśli będziesz chciał się ze mną kontaktować, rób to tylko przez mojego adwokata.
Emma"

Odeszła. Obróciłem się, jednocześnie zrzucając ręką wszystkie rzeczy stojące na komodzie, włącznie z naszymi wspólnymi zdjęciami. Podniosłem jedno ze stłuczonych zdjęć, na którym byliśmy we dwójkę szczęśliwi i uśmiechnięci.
-Nie zabierzesz mi dzieci- szepnąłem do zdjęcia.

________________________________________________
Przepraszam. 
Miłego czytania,
Ala ;*

czwartek, 2 lipca 2015

ROZDZIAŁ XVII

-Pani Emmo, proszę oddychać. Musi pani zachować teraz całkowity spokój. Słyszy mnie pani?- nie starcza mi sił na odpowiedź, jedyne co robię to kiwam twierdząco głową- W takim razie za chwilę powinna zostać pani mamą ślicznych bliźniaków.
Jeden skurcz. Potem kolejny. Nie kończąca się fala bólu.. Jeśli tak ma wyglądać całe rodzicielstwo to ja dziękuję.
-Przykro mi panie Michaelu, ale nie może pan tam wejść. Będziemy pana informować na bieżąco.- ręce mu się trzęsą i pocą. Widzę jak wyciera je o swoje spodnie. Boi się?

***

Strach w jej oczach. I fakt, że nie mogę nic zrobić. Nie mogę jej pomóc.
Siedzę przed salą pół godziny.. Godzinę.. Nic. Nikt nie wychodzi, nie mam żadnych informacji. Nie słyszę, żadnego krzyku lub płaczu. Ta cisza, wydaje się za bardzo przerażająca. 
Do tego nie ma tutaj nikogo. Gdzie się podział Kamil albo chociaż Stefan. Czemu właśnie w takim momencie ich tutaj nie ma?
Kucam oparty z głową w dłoniach, tracąc już nadzieję na cokolwiek. W tym momencie otwierają się drzwi do sali.
-Panie Michaelu. Gratuluję ma pan syna i córkę- wyciąga w moim kierunku dłoń, chwilę później wykonuję ten sam gest- Za jakąś chwilę będzie mógł pan ich zobaczyć.
-Dziękuję. Naprawdę dziękuję. A co z Emmą?
-Miałam udzielać informacji tylko na temat stanu zdrowia dzieci. O pani Emmie nie mogę nic powiedzieć.
-Rozumiem. 

***

Minęły dwa tygodnie. Czternaście dni. Trzysta trzydzieści sześć godzin. Dwadzieścia tysięcy sto sześćdziesiąt minut. A ja do tej pory nie widziałam moich dzieci. 
Nie jest to spowodowane moim stanem zdrowia. Przynajmniej nie zdrowia fizycznego.
Nie mogę na nie patrzeć. Nie mogę słuchać jak płaczą. Nie słucham jak ktoś wspomina o moich dzieciach. Codziennie przychodzą do mnie członkowie rodziny, kadry i wspominają jakie słodkie oczy ma moja córka, albo jak słodko uśmiecha się do nich mój syn. 
Przychodzi Michael. Na początku próbował przemówić jakoś do mnie. Z czasem kiedy przestałam reagować na jego obecność nawet nie wspomina o nich. Czekam na moment kiedy nie wytrzyma. Kiedy w końcu wybuchnie zarzucając mi że jestem okropną matką.
Zdecydowanie będzie miał racje.
Kolejny dzień, będzie wyglądał ta samo. Przyjdzie pielęgniarka, która będzie próbowała przekonać mnie, żebym chociaż przez chwilę potrzymała swoje dzieci. Ja znowu odmówię. Potem zabiorą mnie na rehabilitację, żeby w ogóle doprowadzić mnie do stanu używalności. Myślicie, że to jest ciężki dzień? To jeszcze nie koniec. Średnio godzinę po rehabilitacji przyjdzie Michi. Nie powie nic. Zupełnie. Usiądzie koło mojego łóżka i będziemy patrzeć się na siebie nawzajem. Tak jak robiliśmy to przez ostatni tydzień..
Otwieram oczy, i widzę parking szpitala. Przez te wszystkie dni zdążyłam zorientować się, że każdy parkuje na tym samym miejscu. Niektóre osoby przyjeżdżają pół godziny przed rozpoczęciem dyżuru, a niektóre pięć minut przed. Wszystko jest takie same, nie zmienia się nic. Gapię się w okno z dobrych kilka minut, aż w końcu muszę obrócić się na drugi bok.
Siedzi na krześle. Kiedy zauważa mój wzrok spina się, wszystkie jego mięśnie momentalni się napinają. Nie mówi nic.
-Od kiedy to siedzisz tutaj od rana?
-Od kiedy to postanowiłaś się do mnie odezwać? Przez ostatnie kilka dni nie byłaś skora do rozmowy.
-Nadal nie jestem. Nie zamierzam z Tobą rozmawiać,
-Nie musisz ze mną rozmawiać, wystarczy, że mnie posłuchasz- próbuję coś powiedzieć, ale nie daje mi dojść do słowa- Jesteś hipokrytką. I do tego jesteś samolubna. Czy Ty do cholery chociaż raz pomyślałaś o naszych dzieciach?! Pomyślałaś o mnie?! Mam dosyć Emma, po prostu mam dosyć. Matka moich dzieci, zachowuje się tak jakby w ogóle ich nie było. Unika kontaktu ze wszystkimi. Ja rozumiem sytuację kobiet mających depresję po porodową, ale.. Ale u Ciebie to nie jest to prawda?! Powiedz mi prawdę! O co do cholery chodzi!
-Możesz przestać się na mnie drzeć?- mówię to takim tonem, jakby w ogóle nie trafiło do mnie to co właśnie powiedział.- Nie znasz mnie. Nic o mnie nie wiesz Michi.
-Jak to nie?
-Michi fakt, że się ze mną przespałeś nie oznacza że mnie znasz. Nie spędziliśmy ze sobą wystarczającej ilości czasu, żeby dobrze się poznać. Nie wiesz o mnie nic!- w jego oczach widać smutek, moje słowa ewidentnie go zabolały- Michi ja nigdy nie chciałam mieć dzieci.
-Przecież był moment, że się zaczęłaś cieszyć ciążą
-Cieszyłam się bo Ty się cieszyłeś. Ale jak usłyszałam Twoje słowa na tej imprezie zaczęłam się bać, że zostanę sama z dwójką dzieci. Co to za matka? Samotna z bliźniakami, i to jeszcze nie chcąca mieć dzieci.. Potem ten wypadek, śpiączka i długa rehabilitacja. To był koniec. Zdałam sobie sprawę, że będę beznadzieją matką- poczułam jak moje oczy zachodzą łzami- Pomyślałam, że będzie im lepiej beze mnie.
-Co Ty wygadujesz?
-Chciałeś prawdy to ją masz. Boję się, że będę dla nich złą matką.
-Em, myślę że nie przekonasz się o tym, dopóki ich nie poznasz- wyciąga rękę w moim kierunku- Chodź.
-Gdzie?- uśmiecha się tak jak tylko on potrafi- Zobaczmy swoje dzieci.
Trzyma mnie za rękę jakby bał się, że zaraz się rozmyślę i ucieknę. Właściwie to ta myśl, krąży mi po głowie.
Korytarz ciągnie się niemiłosiernie, aż w końcu pojawiają się sale z przeszkloną ścianą. Idziemy jeszcze kawałek, kiedy nagle się zatrzymujemy. Michi odwraca się w kierunku szyby, a dokładniej w kierunku dwóch małych łóżeczek. Na jego twarzy pojawia się dziwny grymas, jakby miał na twarzy wymalowaną miłość do tych dwóch małych istotek. Odwraca głowę, kładzie dłonie na moich ramionach, i jednym szybkim ruchem obraca mnie w kierunku gdzie jeszcze przed chwilą patrzył.
-Widzisz te dwie małe uśmiechające się istotki?- przytakuję mu głową- To nasze dzieci.
Na wprost mnie leży chłopiec,a obok niego maleńka dziewczynka. Oboje mają mało widoczne blond włoski. Chłopiec ma błękitne oczy, natomiast dziewczynka ma śliczne brązowe oczka. Są tacy podobni do Michaela. Nie mogę dopatrzyć się wspólnej cechy między nimi a mną.
-Nadal nie mają imion. Nie uzgodniliśmy nigdy tego, a sam nie chciałem podejmować takiej decyzji.
-Tobias. Chciałabym, żeby nasz syn nazywał się Tobias- na jego twarzy pojawia się uśmiech- Nie mam pomysłu na imię dla małej.
-Mia. Co Ty na to?
-Jestem za- przytula mnie, całując delikatnie w czubek głowy- Dziękuję.
-Za co?
-Wiesz za co. Gdybyś mnie tutaj nie przyprowadził, to nie wiem czy kiedykolwiek bym się tutaj pojawiła. Michi myślisz, że damy sobie radę?
-Myślę, że jeśli od nowa nauczymy się ze sobą rozmawiać to wychowanie dzieci, będzie zdecydowanie łatwiejsze- lekko się uśmiechnął- Chociaż wychowywanie ich przez pół Europy może być trudne
-Co najwyżej przez pół kraju- spojrzał na mnie, nie kryjąc swojego zdziwienia- Już dawno postanowiłam, że będę mieszkać w Austrii. Nie koniecznie z Tobą, jak miałam to zaplanowane, ale będę tam mieszkać.
-Cieszę się
-Pani Emma? Co pani tutaj robi?- widać było, że pielęgniarki nie są przyzwyczajone do mnie w tym właśnie miejscu
-Chciałabym przytulić się do moich dzieci. Będzie to możliwe?
-Oczywiście, proszę za mną.
Moment kiedy podają Ci twoje dziecko jest naprawdę wyjątkowy. Docenia to nawet taka ignorantka jak ja. Trzymając w ramionach tak małą osóbkę zdajesz sobie sprawę, że jesteś teraz odpowiedzialna za jej życie. Nie za pierwsze osiemnaście lat, ale za te wszystkie momenty.
Nie kłamali Mia ma oczy w których można zatonąć, a Tobias uśmiecha się tak uroczo że masz ochotę zjeść go na miejscu. Tak. Teraz wiem, że jednak tego chciałam.

***

Ostatnie kilka dni minęło zdecydowanie lepiej, niż poprzednie tygodnie. W końcu mam całą rodzinę przy sobie. 
Stoję w drzwiach sali, z wypisem dla mojej całej trójki. Emma siedzi na krześle trzymając na rękach Mię, a Tobias leży koło niej w nosidełku. Na jej twarzy widać uśmiech, przynajmniej tak mi się wydaje że to, właśnie to uczucie. Nawet nie zauważa mojej obecności tutaj. 
-Mam wypis- dopiero teraz podnosi na mnie wzrok- W końcu po prawie miesiącu jesteśmy wolni.
-Chciałeś powiedzieć po ponad pięciu miesiącach.
-No tak, faktycznie. Gotowi?- zapina Mię w nosidełku i kiwa twierdząco głową- W takim razie zabieram Was.
-Przecież Kamil miała nas odebrać.
-Em zabieram Was wszystkich do domu.


_________________________________________________
Hej Kochane! ;*
Po ponad miesiącu w końcu wracam. Męczarnia zwana szkołą na szczęście się skończyła, i możemy cieszyć się w końcu dwumiesięcznym "nic nie robieniem" :)
Co do rozdział mam nadzieję, że Wam się spodoba :) Nie ukrywam, że po tak długiej przerwie nie było łatwo go napisać. Ale myślę, że mi wybaczycie bo jak wiadomo powroty bywają ciężkie :)
W zakładce "BOHATEROWIE" pojawiły się dwie nowe postacie :)
Nie przedłużając, mam nadzieję że ktoś jeszcze na mnie czekał. Zapraszam do czytania :)
Buziaki,
Ala ;*

niedziela, 28 czerwca 2015

POZYTYWNA INFORMACJA?

Hej Kochane!
W pierwszym tygodniu lipca wracam z nowym rozdziałem! :)
Cieszycie się? Bo ja bardzo!

Buziaki,
Ala ;*

piątek, 29 maja 2015

WPIS, KTÓRY EWIDENTNIE NIE JEST ROZDZIAŁEM

Hej Kochane! :*
Nawet nie wiecie jak długo się broniłam, przed tym wpisem.. Jak długo biłam się z myślami, czy to dobra decyzja.. Ale niestety ostatnie dni mnie w tym utwierdziły.
Szkoła zajmuje teraz bardzo dużo czasu w moim życiu. Sprawdziany, kartkówki, prezentacje, poprawy i tym podobne rzeczy.. Nie mam czasu na życie prywatne, nie mówiąc już o blogu. 
Dlatego niestety jestem zmuszona, do zrobienia sobie przerwy przynajmniej do końca czerwca. 
Potrzebuję pewnego odpoczynku i również świeżego spojrzenia na mojego bloga :)
Mam nadzieję, że rozumiecie moją decyzję? :3
Do napisania za jakiś czas! 

PS. Ciągle jestem dostępna na ask'u :)
PS. 2 Nadal staram się nadrobić zaległości u Was :)

Buziaki, 
Ala :*

niedziela, 24 maja 2015

ROZDZIAŁ XVI

-Saturacja spada. Brak funkcji życiowych. Tracimy ją! Defiblyrator!
-Załadowany.
-Odsunąć się! Zero reakcji, jeszcze raz!
-Panie doktorze minęło już pół godziny. Ona..- nie! nie możecie pozwolić jej umrzeć!
-Wiem.. Czas zgonu 17:53.
Patrzenie na śmierć ukochanej osoby to najgorsze uczucie jakie może Cię spotkać. Śmierć trzech osób na raz jest pewnego rodzaju Twoją śmiercią. Boli Cię fakt, że nigdy ich nie zobaczysz. Już nigdy nie usłyszysz ich głosów, nie będzie Ci dane potrzymać swoich dzieci..
Tracisz chęć do życia, nic dla Ciebie nie ma już sensu. Masz ogromną ochotę, znaleźć się w tym miejscu gdzie jest Twoja miłość.
Cienka szyba. Tylko ona oddziela mnie o całej sytuacji. Widzę, jak odłączają Ją od wszystkich maszyn, a ciało zamierzają przykryć białym prześcieradłem. Tak właśnie wygląda nasz koniec?! Jeśli tak, to naprawdę jest słaby. Koło mojego boku pojawia się mężczyzna w średnim wieku, z okularami na nosie.
-Przykro mi.. Panie Michaelu zrobiliśmy wszystko co było w naszej mocy, pani Emma po prostu była już za słaba. Oczywiście jeśli Pan chce się pożegnać z narzeczoną damy panu trochę czasu.
-Dziękuję- wchodzę przez otwarte drzwi do sali, w której nie słychać już nic. Przeszywająca cisza, powoli mnie zabija. Nikt poza mną już nie oddycha.
-Jak mogłaś?- łzy płyną po moich policzkach, spadając na zimną rękę mojej ukochanej- Teraz już nic nie ma sensu. Bez Was już nigdy nic nie będzie takie samo.
Odsłaniam białe prześcieradło i po raz ostatni całuję Ją w czoło. Przy tym geście zawsze się uśmiechała i powtarzała, że teraz już jest bezpieczna.
-Masz rację. Teraz już zawsze będziecie bezpieczni.
Czuję jak ktoś chwyta moje ramię, by za chwilę zacząć mną potrząsać.
-Michi! Michi kurwa!- otwieram oczy i widzę nad sobą twarz mojego przyjaciela- Jezu już myślałem, że nie żyjesz.
-W pewnym sensie tak było.
-Śpisz ciągle, że tak bredzisz?!- patrzy na mnie i wychodzi z pokoju.
-Proszę tylko, żeby takie koszmary się nie spełniały- mówię już sam do siebie..

***

Zmuszam moje powieki do jakiegokolwiek ruchu. Do otwarcia się chociaż na jeden milimetr. Przecież to kiedyś nie było takie trudne!
-Dobrze przyjdę do niej później. Jakby coś się zmieniło proszę mnie poinformować, dobrze?
-Oczywiście, panie Michaelu.
Złość chyba działa na mnie mobilizująco, nie mija chwila a widzę światło. Mocne i drażniące moje bardzo zmęczone oczy. Biały sufit, białe ściany sugerują że raczej nie jestem w swoim domu.. Rurka w moim gardle nie pozwala na wydobycie jakiegokolwiek dźwięku. Ból jaki odczuwałam, nie pozwalałam mi się ruszyć.. Jedyne co do mnie dochodziło, to strasznie głośne pikanie maszyn obok mojego łóżka.
-Proszę nic nie mówić. Zaraz sprowadzę lekarza- ciekawe jakbym miała coś powiedzieć z tą rurką. myśl kobieto- Panie doktorze, obudziła się!- dyskrecja to podstawa
-Pani Emmo, nazywam się dr. Jaśniewski. Wyciągniemy pani teraz rurkę, ostrzegam może to być nieprzyjemne doznanie.
Miał rację wyciąganie tego cholerstwa nie należało do najprzyjemniejszych czynności w moim życiu. Ale bez niej jakoś lepiej się żyło. Po wstępnych badaniach, usiadł na krzesełku koło mojego łóżka. 
-Domyślam się, że ma pani jakieś pytania. Proszę pytać.
-Ile czasu byłam w śpiączce?- uważnie śledziłam reakcję jego twarzy
-Trochę ponad cztery miesiące.
-Zakładam, ze dużo się zmieniło.Byłam w ciąży! Co z moim dzieckiem?- chciałam położyć rękę na brzuchu, ale ból był zbyt silny.
-Wszystko w porządku, a nawet lepiej- uśmiechnął się- Jest pani w ciąży bliźniaczej. Ale jeśli chodzi o pani stan zdrowia to niestety czeka panią długa i męcząca rehabilitacja. Obrażenia po wypadku i fakt, że spędziła pani ponad cztery miesiące w śpiączce nie działają na korzyść. Do porodu oczywiście musimy zatrzymać panią w szpitalu.
-Przecież powiedział pan, że z dziećmi wszystko w porządku.
-Tak jest, ale tutaj chodzi o Wasze bezpieczeństwo. W szpitalu będziemy mieli panią pod stałą opieką. Jest pani zdecydowanie za słaba, żeby donosić ciążę do końca. Chyba pani rozumie?
-Chyba tak. Mam prośbę, chwilowo nie chciałabym informować nikogo o moim wybudzeniu dobrze? 
-To pani wybór, ale jest pani pewna? 
-Tak. I jeszcze jedno, jak długo ten cholerny ból będzie się utrzymywał?
-Niestety z racji ciąży, nie mogliśmy interweniować mocnymi środkami przeciwbólowymi- kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam- Dobrze, widzę że jest Pani zmęczona wpadnę za jakiś czas.
Zmęczenie dało górę, momentalnie zamknęłam oczy i zasnęłam. Liczyłam na to, ze jak się obudzę w mojej sali nadal będę tylko ja i wszystkie maszyny. W końcu moją prośbą było nieinformowanie nikogo o moim stanie. 
Otworzyłam oczy, ból był znacznie mniejszy ale nadal odczuwalny. Powoli podniosłam się na rękach, i oparłam głowę na poduszce. Dopiero po chwili zauważyłam siedzącego koło mnie blondyna. Doskonale znałam te nogi, następnie klatkę a w końcu twarz. Tak doskonale mi znana, i tak bardzo znienawidzona przeze mnie. 
-Em wróciłaś do nas- wyglądał okropnie. Jego kości policzkowe były mocno widoczne, zapadnięte policzki, podkrążone oczy świadczyły że nie wiele ostatnio spał. Kości obojczykowe wystawały jak nigdy, barki też były wyraźnie zaznaczone kośćmi. Schudł niemiłosiernie.. Jak on skakał z taką niską wagą, jak on.. Stop Stoch! Nienawidzisz go!
-Co Ty tutaj robisz?! Nie jesteś raczej osobą, którą chciałam tutaj zobaczyć. Właściwie, to nigdy już nie chcę Cię widzieć.
-Emma, wysłuchaj mnie. Proszę. 
-Przecież nigdzie nie ucieknę. Ale masz pięć minut, po tym czasie proszę Cię opuść salę, dobrze?
-Tamten wieczór będę pamiętał do końca życia. Emma jak zobaczyłem Thomasa, w naszym hotelu wiedziałem, że pojawił się w nim dla Ciebie. Boże.. nawet sam powiedziałem mu gdzie masz pokój. Byłem pewny, że nic oprócz przyjaźni Was nie łączy- już miałam coś powiedzieć- Proszę nie przerywaj mi. Dopiero w momencie, kiedy zobaczyłem Twoją reakcję na jego widok zrozumiałem, że to on jest w Twoim życiu najważniejszy. Nigdy nie widziałem Cię takiej,, nie wiem spokojnej? Przez ten czas kiedy był z nami, ciągle się uśmiechałaś nigdy nie byłaś smutna. przy mnie to Ci się nie udawało. Nie wytrzymałem w momencie, kiedy Thomas zabrał mi nie tylko Ciebie ale również moich przyjaciół. Zacząłem pić, i przestałem już na wszystko patrzeć. To co wtedy powiedziałem.. Ja nie miałem tego na myśli, przecież wiem że to są nasze dzieci. Emma tego jestem pewny jak niczego innego na świecie. Potem Twój wypadek.. Em przepraszam.
-Skończyłeś?- przytaknął głową- Teraz ja. Po pierwsze Thomasa i mnie poza przyjaźnią nie łączy nic! Nic! Zapamiętaj to sobie. Czuję się przy nim tak swobodnie i zawsze dobrze, bo on nie daje mi powodów do smutku i płaczu, w przeciwieństwie do Ciebie Michi. I ja wiem, że wtedy byłeś pijany ale powiem Ci, że nigdy nie brzmiałeś tak poważnie. Poza tym ludzie po alkoholu robią się szczery. Ale to nie jest najważniejsze. Nie chciałabym mieć z Tobą już nic wspólnego, ale niestety tak się nie da, w końcu mamy dzieci, więc to tylko one będą nas łączyć. Nasze rozmowy będą dotyczyły tylko dzieci.
-Emma tak nie może być. Nie tak miało wyglądać nasze życie.
-Zgadza się nie tak. Ale ja już nie potrafię Ci wybaczyć.. Wybaczyłam Ci Claudię, ale to to już było za wiele. Dobrze, wiesz że Cię kocham ale.. Ale nie potrafię być z kimś takim.
-Ja też Cię kocham- zbliżył się do mojego łóżka i złożył pocałunek na moim czole.
W tym momencie poczułam straszne skurcze, i towarzyszący temu ogromy ból.
-To za wcześnie.. Jeszcze nie teraz..

______________________________________________________________
Hej Kochane! ;*
Zło o nazwie szkoła, strasznie w tym tygodniu mnie pochłonęło. Dlatego ten rozdział pojawia się dopiero dzisiaj :) Mam nadzieję, że mi to wybaczycie? :)
Co do treści nie wypowiem się.. Za wszystkie błędy przepraszam :)
PS. Postaram się jak najszybciej nadrobić zaległości na Waszych blogach :)
Buziaki,
Ala ;*

wtorek, 12 maja 2015

ROZDZIAŁ XV

-Emma! Słyszysz mnie?!
-Ste..Stefan ja nie.. nie mo..mogę oddy... oddychać- czułam jak brakuje mi powietrza,a moja klatka jest rozrywana od środka
-Mała trzymaj się. Karetka już jedzie- był przerażony, widziałam łzy w jego oczach
-Za.. zajmij się mo.. moim dzieckiem. Pro.. proszę. Obiecaj... Obiecaj mi to to.
-Em przecież ono ma ojca, poza tym sama się nim zajmiesz. Wyjdziesz z tego rozumiesz?!
-Proszę Cię... i tak nie.. nie zo.. zobaczę czy spełni- byłam już tak zmęczona, czułam że moje powieki chcą opaść- spełniłeś moj.. moją proś.. bę.
-Dobrze obiecuję!- poczułam pocałunek na moim czole.
Teraz w spokoju mogłam zamknąć oczy. Mogłam odejść. Świat sobie beze mnie poradzi. Już mnie nie potrzebują, dadzą sobie radę..
-Nie oddycha! Przestała!- moja klatka równomiernie był uciskana przez bruneta, co jakiś czas czułam powietrze z jego płuc, potem znowu równomierne uciski- Gdzie ta cholerna karetka?!
-Em nie mogę Cię stracić, nie teraz- szept mojego przyjaciela był ostatnim dźwiękiem, jaki usłyszałam.

***

-Hej Emciu. Jak się dzisiaj czujesz?- usiadłem koło łóżka brunetki, i chwyciłem jej dłoń. Liczyłem na jakąś odpowiedź, na chociaż mały znak, że mnie słyszy. Od trzech miesięcy mam taką nadzieję. Nasza Em od trzech miesięcy śpi i ma nas głęboko gdzieś. 
-Stoch tęsknię za Tobą! Nie robi się tego rodzinie! Jak zawsze jesteś samolubna!
-W tej chwili zaczęłaby się na Ciebie drzeć- za moimi plecami stał Stefan- Przepraszam Kamil.
-Za co?- nie ukrywałem mojego zdziwienia.
-Za to, że nie potrafiłem wcześniej przyjść. Od momentu wypadku bałem się na nią spojrzeć. Nie uratowałem jej- powiedział to już tak cicho, że ledwo dźwięk doszedł do moich uszu
-Wręcz przeciwnie, to dzięki Tobie tutaj jest. To dzięki Tobie to maleństwo przeżyje- nie wspomniałem? Emma dopóki jest podtrzymywana przy życiu stanowi "inkubator" dla dziecka.- Zostawię Was.
-Dziękuję...
-A Stefan zapomniałbym. Gratuluję. Kryształowa kula to nie byle co- uśmiechnąłem się i wyszedłem ze szpitalnej sali.

***

-Przepraszam, że tyle musiałaś na mnie czekać. Ale mam nadzieję, że nie jesteś zła- widok jej podłączonej do tych wszystkich maszyn wywołał u mnie panikę- Miałaś zobaczyć jak zdobywam swój pierwszy kryształ. Obiecałaś mi to, a potem tak po prostu mnie zostawiłaś. Tak bez żadnego ostrzeżenia- całe moje emocje, wyszły na wierzch, nie kryłem już swoich łez, pozwoliłem im spokojnie płynąć- Proszę wróć.
Po opowiedzeniu Jej co działo się w mnie przez ten cały czas, uświadomiłem sobie że czas odwiedzin już dawno minął. Obiecałem Jej, że wrócę i opuściłem szpital. Niestety, nie mogłem zostać w Polsce. Musiałem wracać do Austrii. Mieliśmy w Innsbrucku spotkanie podsumowujące sezon. Atmosfera była gęsta, nikt z nas się nie uśmiechał.
-Hej- usłyszałem głos Michaela
-Ty gnoju! To Twoja wina!- podszedłem do blondyna i zacząłem okładać go pięściami- To przez Ciebie leży teraz w szpitalu!- czułem, że moje kostki zaczynają krwawić.
-Starczy Stefan!- ktoś zaczął od tyłu odciągać mnie od blondyna- To nie jest sposób! Nic Ci nie jest Michi?- powoli podniósł się i oparł głowę o ścianę, jego twarz była cała zakrwawiona
-Należało mi się, chociaż myślę że mam załamany nos- trzymał się za część twarzy, z której leciało najwięcej krwi- Jak Twoje pięści Stefan?
Jakby wzrok mógł zabijać, Michael leżał by już trupem na podłodze. Spojrzałem na moje zakrwawione pięści, nie byłem pewien czy to moja krew, czy może Michiego. Należało mu się w stu procentach.
-Byłeś u niej?- przytaknąłem głową- Jak.. jak ona się czuje?
-Zero zmian. Zero oznak, że słyszy cokolwiek. Maksymalnie 50% szans na wybudzenie- ich wzroki mówiły wszystko- Wiem, że za nią tęsknicie, ja też tęsknię, ale teraz już nic nie możemy zrobić.
-Pojadę do niej- spojrzałem na blondyna, który powoli dochodził do siebie po moim ataku- Jestem jej to winny
-Zgadza się. Poza tym nie zapominaj, że to Twoje dziecko. I ono nadal żyje.
-Gregor przecież...
-Idioto! To Twoje dziecko, nie ma innej opcji. I zamknij się, bo poprawię robotę Stefana.
-Wybaczcie panowie- no tak nikt nie zwrócił uwagi na trenera- Ja również za nią tęsknię, również mam ochotę skopać Ci dupę Michi.. Ale czy możemy zająć się podsumowaniem? Jeśli nie zaczniemy to przysięgam, że się rozpłaczę...

***

Stałem przed wielkim budynkiem, wcale nie przypominającym szpitala. Co chwilę wychodzili z niego ludzie, szczęśliwi lub nie. Wszedłem do środka szukając oddziału na którym leży Emma.. Oddział taki, śmaki i pięć tysięcy innych.
Drzwi do jej sali były zamknięte. Przed naciśnięciem klamki poczułem lekki niepokój nie wiem czy spowodowany tym, że mogę zobaczyć tam Kamila czy widokiem mojej ukochanej podpiętej do tysiąca rurek.
"Chociaż raz bądź facetem!"- delikatnie nadusiłem klamkę. Pokój na szczęście był pusty. Jedynym meblem było łóżko podłączone do miliona maszyn. Na łóżku leżała Emma, te wszystkie rurki i kabelki odchodzące od jej ciała.. Sam nie wiem jak to określić..
Delikatnie odsunąłem krzesło, żeby usiąść koło niej, chociaż chwilę z nią pobyć. Jej dłoń była tak zimna, że początkowo nawet moje ciało przeszły dreszcze.
-Em proszę Cię wróć. Wiem pewnie, każdy kto tu przychodzi prosi Cię o to samo, ale... Ale moja prośba jest wyjątkowa. Naszym ostatnim wspólnym wspomnieniem nie może być to, które mamy. To nie miało tak wyglądać. Mieliśmy być szczęśliwą, kochającą się rodziną. Em ja nie wiem, co wtedy we mnie wstąpiło, przecież wiesz.. Wiesz, że Ty i maleństwo jesteście dla mnie najważniejsi.
-Przepraszam co Pan tu robi? I kim pan jest?- za moim plecami stał ordynator
-Jestem.. narzeczonym Emmy i ojcem dziecka. Mogę dowiedzieć się co z nią?
-Nigdy tutaj pana nie widziałem. Ale dobrze zapraszam do mojego gabinetu- wskazał dłonią otwarte drzwi
-Panie doktorze, proszę mi powiedzieć całą prawdę- usiadł na fotelu naprzeciwko mnie
-Dobrze. Szanse na wybudzenie wynoszą maksymalnie 50%, ale jeśli stan pani Stoch się nie poprawi.. To ma ona podpisaną zgodę na odłączenie od maszyn.
-Nie, nie... A co z dzieckiem?
-Mamy odłączyć ją, po tym jak dziecko będzie już zdolne do życia poza organizmem pani Emmy. A dokładniej panie Hayboeck kiedy dzieci będą zdolne.
-Przepraszam, chyba nie rozumiem- moja mina mogła wyglądać naprawdę komicznie
-Pani Emma jest w ciąży bliźniaczej, to chłopiec i dziewczynka. Widzę, że nie spodziewał się pan tego.
-Zdecydowanie nie. Chyba muszę się przewietrzyć.
-Panie Hayboeck, proponowałbym się z nią pożegnać. Jej stan jest naprawdę ciężki, i to 50% jest lekko na wyrost w przypadku pana narzeczonej. Przykro mi, że nie możemy nic już zrobić.
-Mi również- powiedziałem to już tak cicho, że ledwo sam siebie usłyszałem.
Zimne górskie powietrze uderzało o moje policzki, dając mi jasno do zrozumienia, że to nie właśnie w tym miejscu powinienem siedzieć.
"Wszystko spieprzyłeś! Ty idioto! Mogłeś mieć całą trójkę, a teraz nie masz już nikogo. Nawet jak się obudzi to będzie Cię nienawidzić.. Gratuluję Michi!"


***

-"Parametry nie zmienione, ciągle stan śpiączki. Jeśli chodzi o dzieci, wszystko z nimi dobrze. Zarówno chłopiec, jak i dziewczynka prawidłowo się rozwijają."
-Chłopiec? Dziewczynka? Jak to? Czemu nie mogę nic odpowiedzieć? Pozwólcie mi w końcu coś powiedzieć! 
-"Jeśli stan się nie poprawi mamy podpisaną zgodę na odłączenie od maszyn. Wszyscy o tym pamiętają prawda?"
-Słyszę Was, naprawdę Was słyszę. Pierwszy raz od wypadku kogoś słyszę. 
-"Wrócimy tutaj jutro, na obchód. Proszę ją ciągle monitorować" 
-Czy ktoś do cholery może mi powiedzieć co się dzieje?!
Ból jaki czuję w tym momencie jest raczej nie do opisania. Każdy nerw w moim ciele, każda kość, każdy mięsień dają  mi o sobie znać. Przyzwyczaiłam się do niego, bo pojawił się już jakiś czas temu. Właściwie zaczynam się cieszyć, że coś czuję...

____________________________________________________________________
Hej Kochane! ;*
Korzystając z nudnego polskiego dodaję wam szybciutko rozdział :) 
Nie wiem czy Wam się spodoba, ale mi się naprawdę podoba ;o Był to ten rozdział, który naprawdę fajnie mi się pisało :) 
Ale teraz czekam na Wasze opnie :3
PS. 1 Mam prośbę, chciałabym żebyście zagłosowały w ankiecie u góry xd Jej wyniki pomogą mi w rozwiązaniu pewnego problemu :) Z góry dziękuję ;* 
Buziaki, 
Ala ;*


środa, 6 maja 2015

ROZDZIAŁ XIV

-Co Ty tu robisz?
-Przyszłam do mojej przyjaciółki- starałam się nie zaśmiać
-Chyba pomyliłaś pokoje. Może nawet hotele.
-Zniszczyłaś moje życie, zabrałaś wszystko na czym mi naprawdę zależało!- wstała i zaczęła do mnie podchodzić- Nienawidzę Cię!
-Claudia, wyjdź stąd!
-Żartujesz?! Masz wszystko! Masz jego i do tego jeszcze nosić jego dziecko! Nie zasługujesz na to. Jeszcze mnie popamiętasz suko!
-Nie wątpię. A teraz wynocha!- ostatni raz na mnie spojrzała i wyszła trzaskając drzwiami.
Wiedziałam, że na tym nie poprzestanie. Będzie próbowała zniszczyć najpierw moje życie, a potem życie mojego malucha. A na to na pewno jej nie pozwolę.
Innsbruck okazała się dla nas naprawdę dobrym miejscem. Dwa pierwsze miejsca podium zajęli nasi chłopcy, konkretnie Stefan i Michael. Czekała nas ostatni konkurs w Bischofshofen. Przy dobrych wiatrach mamy szansę na wygraną Stefana w całym turnieju, i na podium Michiego.
W autobusie nie dane było mi już siedzieć koło trenera. Jedynym wolnym miejscem było to pomiędzy Stefanem, a Didlem. Czekała mnie naprawdę długa i męcząca podróż.
-Przyszedł nasz aniołeczek. Jak się czujesz?
-Na Twoje nieszczęście Didluś, dobrze.
-Jak zawsze pyskata- wytknął mi język
-Dla Ciebie mój kochany zawsze- wysłałam mu buziaka
-To co może jakieś sucharki?
-O nie tego na pewno nie wytrzymam- włożyłam słuchawki w uszy i nawet nie wiem kiedy odpłynęłam
-Em jesteśmy na miejscu
-Yhym- poczułam jak mnie mocno chwyta i niesie w stronę hotelu
-Kocham Cię, ale zaczynasz być naprawdę ciężka- powiedział to tak cicho, że chyba liczył, że nie usłyszę
-Słyszę Cię Hayboeck. Możesz mnie puścić
-Nie puszczę- pocałował mnie w czubek głowy- Nigdy.
-Kiedyś będziesz musiał bo kręgosłup Ci odpadnie- zaśmiał się cicho
Kiedy w końcu znalazłam się w moim pokoju, mogłam mieć chwilę świętego spokoju usłyszałam pukanie do moich drzwi
-Nikogo nie ma! Nie obchodzi mnie nic!
-A paczka prosto z Monachium?- otworzyłam drzwi
-Thomas!- rzuciłam się chłopakowi w ramiona- Jak dobrze, że to Ty.
Kątem oka zobaczyłam spojrzenie blondyna. Pełne żalu i uczucia, że to nie w jego objęcia tak wpadam...
-Co Ty tutaj robisz? Opowiadaj jak tam w Bayernie!
-Nie chciałaś przyjechać do nas, to w końcu ja musiałem pojawić się gdzieś, gdzie Ty jesteś
-Słuszna uwaga. Nawet nie wiesz jak się cieszę!
-Ale tak szczerze, to mogłabyś w końcu do nas przyjechać. Chłopacy mają trochę Ci za złe, że nie masz dla nich czasu. Tęsknią za Tobą. To niesprawiedliwe, że tylko Lewy wie co się u Ciebie dzieje.
-Tak konkretnie to Ania to wie, a nie Robert- puściłam mu oczko
-Cicho. To i tak on najbardziej jest poinformowany.
-Dobra, dobra. Opowiadaj co u Was.
Nasza rozmowa trwała do prawie czwartej nad ranem. Zupełnie nie obchodziło mnie to, że za jakieś cztery godziny muszę wyglądać pięknie. Liczył się dla mnie mój przyjaciel,
W przeciągu tych kilku godzin zdążyłam dowiedzieć się, że Thomas znalazł sobie dziewczynę. Mówi, że jak tak dalej pójdzie to niedługo jej się oświadczy. Jak słuchałam o jego idealnym życiu, to muszę przyznać że ulżyło mi, bo teraz możemy zostać po prostu przyjaciółmi. Bez żadnych podtekstów.
O 08:00 zadzwonił mój budzik, który na szczęście nie obudził Niemca. Szybko wślizgnęłam się do łazienki. Czułam jak ciepłe strumienie spływają po moim nagim ciele. Na razie tak idealnym. Odkąd pamiętam, każdy zazdrościł mi figury. A teraz? Za jakieś trzy, cztery miesiące nie będzie już czego zazdrościć. Jeszcze kilka dni temu przejęłabym się tym, teraz chodziło mi już tylko o to, żeby urodziło się całe zdrowe. I żeby było jak najdłużej ze mną.
Po wyjściu z łazienki zobaczyła zaspanego Thomasa, próbującego pojawić się w świecie żywych. Wyglądał naprawdę śmiesznie, aż tak że po cichu zaczęłam się chichotać.
-Z czego się śmiejesz?
-Z Ciebie. Wyglądasz jak zombie- oboje wybuchliśmy głośnym śmiechem, w tym momencie usłyszałam pukanie do drzwi.
-Za pół godziny wyjeżdżamy.- powiedział to takim tonem, jakby chciał mnie zabić.
Nie było w nim żadnej emocji. Chociaż nie, była jedna- cholerna zazdrość. Był tak zazdrosny, że przysłaniało mu to cały świat. Nie wyglądał tak samo jak mój Michi. Był zupełnie inny, taki oschły.
-Jest zły?
-Nie. po prostu jest głupi- nie oszukuj się, jest zły.
Warunki na skoczni były wręcz idealne do skakania. Pierwszy raz widziałam jak chłopacy mają taką satysfakcję ze skakania. Zwłaszcza, że na widowni były prawie same czerwono-biało-czerwone flagi.
Stałam jak zawsze w miejscu dla dziennikarzy, z tym wyjątkiem że po raz pierwszy stałam tam z kimś. Thomas zawsze chciał obejrzeć skoki na żywo, więc załatwiłam mu wejściówkę. A poza tym mogłam zobaczyć, jak zachowuje się Stefan w pobliżu osoby którą podziwia. Uwierzcie niezapomniany widok.
Po pierwszej serii prowadził Michi z nowym rekordem skoczni. Myślałam, że będzie prawie skakał z radości, ale nie.. On nawet nie uśmiechnął się po prawie idealnym skoku. Spojrzał tylko w moim kierunku i posłał mi mordercze spojrzenie. Jedno jest pewne, nasze relacje znowu nie będą dobre.
Przy takim stanie po pierwszej serii, wygrana Stefana w turnieju jest pewna. Jasne staje się też drugie miejsce Michiego.
Okrzyki radości, płacz kibiców i pierwsze zwycięstwo Michiego. Wielka feta na cały kompleks, najpierw dekoracja ostatniego konkursu, Z moim wymarzonym podium: Michim jako zwycięzcą, Stefanem na drugim miejscu i Severinem na trzecim. Szybka zmiana dekoracji i wręczanie nagród za cały turniej.
Po wszystkim udaliśmy się do hotelu, żeby odłożyć cały sprzęt, nagrody i żeby szybko przebrać się w jakieś imprezowe cichy. Czekała nas całonocna impreza na cześć naszej całej drużyny, bo trzeba im przyznać że naprawdę wszyscy spisali się na medal.
Największy klub w Bischofshofen wynajęty był w połowie tylko dla naszej kadry. Mimo wszystko chcieliśmy dzisiaj pobawić się bez towarzystwa naszych fanów, zależało nam chociaż trochę na prywatności.
Nie trwało to nawet pół godziny kiedy cały parkiet zapełnił się tańczącymi skoczkami, z ich partnerkami życiowymi.
-Zatańczysz ze mną?- usłyszałam za sobą głos Stefana
-Z mistrzem zawsze.
-Jak się czujesz? Nie wyglądasz za dobrze.
-Zawsze wiesz jak pocieszyć kobietę. Michi się chyba na mnie obraził.
-Haha nie debil jest po prostu zazdrosny. Przejdzie mu nie przejmuj się- puścił mi oczko i zaczął obracać mną w tańcu
Nawet nie zorientowałam się kiedy był już środek nocy. Impreza trwała w najlepsze, połowa ze skoczków była już zalana w trupa, a druga połowa ciągle tańczyła. Nawet Thomas się zaaklimatyzował i imprezował z moimi kolegami, nie odstępował ich na krok. Nie przepuścił, żadnej kolejki.
Siedziałam przy barze, czułam jak moje nogi odmawiają. Mówią mi nie. Koniec tańczenia, Emma. Zamówiłam już nie wiem który z kolei sok, kiedy kątem oka zobaczyłam siadającego koło mnie blondyna.
-To jego dziecko?- o mało co nie wyplułam soku na blat baru
-Michi co Ty pieprzysz?
-Em widzę jak on na Ciebie patrzy, i jak Ty na niego. Czujesz się przy nim tak dobrze jak przy nikim innym. Powiedz mi proszę, że to jego dziecko. Nie oszukuj mnie dłużej.
-Jesteś debilem. Myślisz, że naciągam Cię na dziecko?!
-Em puściłaś się z nim- moje oczy zaczynały napełniać się łzami- A ostrzegali mnie. Ostrzegali, że takie jak Ty lecą tylko na moją sławę i na moje pieniądze. Byłem zakochany i nie chciałem w to wierzyć. A Ty okazałaś się po prostu zwykłą szmatą- nie wytrzymałam, w tym momencie moja dłoń zostawiła czerwony ślad na policzku blondyna.
-Nigdy nie waż się tak do mnie mówić!
Wybiegłam z lokalu, nie zwracając uwagi na krzyki moich przyjaciół. W tym momencie było mi wszystko jedno. Powiedział o jedno zdanie za dużo.
-Emmaaa! Nie!- obróciłam się i w tym momencie zobaczyłam pędzący w moim kierunku samochód.

_____________________________________________________________________
Hej Kochane! ;*
Przepraszam, że tak długo to trwało, ale były pewnie problemy "techniczne" :D
I teraz proszę nie zabijcie mnie za ten rozdział, ale musiałam coś namieszać :)
PS. Wiem, że już trochę późno ale mimo wszystko życzę powodzenia wszystkim maturzystom na ostatnich egzaminach :*
Buziaki, 
Ala :*

sobota, 25 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ XIII

Spodziewał się chyba wszystkiego, ale pocałunku z mojej strony nie sądzę.
-Mówiłaś powoli- iskierki w jego oczach nagle bardziej zabłysły
-Chciałam, po protu żebyś już zamilkł- mijając go puściłam oczko
-Jesteś wredna- wszedł do pokoju, zamykając balkonowe drzwi
-Ktoś musi być wredny. Ktoś z nas musi być tym złym rodzicem, a ktoś tym dobrym.Na mnie padło bycie złym.
-Ja rozpieszczam, ty dajesz kary- przytaknęłam głową.
W tym momencie zrobił coś czego się nie spodziewałam. Usiadł na skraju łóżka i przyciągnął mnie do siebie. Swój wzrok skierował na mój brzuch i zaczął coś mówić.
-Słyszysz co ta mama mówi? To ja mam Cię rozpieszczać- ucałował mój brzuch- Umowa stoi?-zaczęłam się śmiać, ale Michi zupełnie się tym nie przejmował.
Czekała nas krótka impreza sylwestrowa. Hotelowa stołówka została przystrojona w balony, i różnego rodzaju serpentyny wyglądała jak sala na prawdziwy bal. Koło godziny 21:00 wszyscy skoczkowie powoli zaczynali się schodzić, ustaliliśmy że impreza do 01:00 nam wystarczy. W końcu chłopaków czekał konkurs, którego nie wypadało zawalić.
Zabawa w sali trwał już dobrą chwilę. Stałam przed hotelem i słyszałam tylko lekko docierającą tutaj muzykę. Zaciągałam się lodowatym górskim powietrzem, kiedy poczułam czyjeś ciepłe ręce w okolicach moich oczu.
-Michi, co robisz?- chwyciłam męskie dłonie, i lekko ściągnęłam je na dół
-Tylko Michi i Michi. Najlepszego przyjaciela to się już nie poznaje?- zaśmiał się
-Stefciu, ja zawsze Ciebie poznam. Przecież jesteś całym moim światem- pocałowałam przyjaciela w policzek
-Jasne, jasne. Lepiej chodź ze mną napić się szampana
-Yyy.. chwilowo odstawiłam alkohol. Mogę napić się z Tobą soczku co Ty na to?- uśmiechnęłam się
-Em odstawia alkohol coś się dzieje... Ale dobra, soczek może być
W Garmisch konkurs przebiegł bez większych emocji. Z Niemiec wyjeżdżaliśmy bez podium, ale mimo wszystko w dobrych humorach.
W Innsbrucku oprócz konkursu, musiałam załatwić jedną ważną sprawę. W czasie kiedy chłopacy mieli kwalifikację, ja miałam pierwszą wizytę u mojego lekarza. To chyba najwyższy czas, żeby dowiedzieć się, że wszystko jest w porządku.
Siedziałam przed gabinetem od kilku minut, czułam jak ze strachu pocą mi się ręce. Właściwie to nie wiem czego się boję..
-Pani Emma Stoch?- usłyszałam kobiecy głos dobiegający z gabinetu
-To ja- wstałam i zaczęłam kierować się w stronę otwartych drzwi
-Zapraszam, lekarz już na panią czeka- uśmiechnęła się chyba najszerzej jak umiała
-Pani Stoch? Proszę niech pani usiądzie. W czym dokładnie mogę pani pomóc?
-Chciałabym się upewnić, że na pewno jestem w ciąży. Robiłam testy, ale wie pan jak to z nimi bywa
-Tak doskonale wiem. W takim razie robimy USG- uśmiechnął się i wskazał mi miejsce gdzie mam się położyć- Ile ma pani lat?
-Dwadzieścia trzy- podczas dawania odpowiedzi poczułam zimny żel w dolnej części mojego brzucha- Ma to jakieś znaczenie?
-Nie. A gdzie ojciec, czemu nie ma go z nami?
-Był zajęty pracą, ale myślę że na następnej wizycie pojawi się razem ze mną
-Dobrze. Teraz niech się pani wsłucha.
W pokoju słychać było tylko ciche bicie serduszka. Serduszka mojego dziecka. Po chwili poczułam jak po moich policzkach płyną łzy.
-Gratuluję to około szósty tydzień. Wszystko rozwija się prawidłowo.
-Bardzo się cieszę, mam nadzieję że zostanie tak do końca.
-Jest pani młodą i zdrową kobietą, więc nie widzę żadnych przeszkód.
Po jeszcze kilku chwilach spędzonych w gabinecie, w końcu mogłam opuścić klinikę pełną kobiet z już mocno widocznymi brzuchami. Pomyśleć, że za jakiś czas też będę miała wielką piłkę zamiast brzucha.
Nie szłam już na skocznię, od razu skierowałam się w stronę naszego hotelu. Po czterdziestu minutach spaceru, siedziałam już na moim hotelowym łóżku.
Szepty docierały do mnie przez mgłę. Głowa mówiła "Otwórz oczy", ale ciało nie chciało wykonać właśnie tej komendy.
-Długo już tak śpi?
-Nie wiem, jak wychodziliśmy na skocznię to już jej nie było w hotelu. Więc nie wiem kiedy wróciła, i kiedy padła.
-Dajmy jej spokój, widocznie potrzebuje odpocząć.
-Potrzebuję odpocząć, od Was- koło mojego łóżka stał Kamil ze Stefanem- Co Was do mnie sprowadza?- podniosłam się i oparłam głowę o zagłówek.
-Ciekawość
-Dotycząca czego Stefciu?- widziałam jak Kamil gestykuluje za plecami Austriaka
-Czemu nie było Cię na kwalifikacjach? Zawsze przecież z nami jesteś.
-Stefan, mówiłem Ci że coś jej musiało wypaść.
-Kamil, to mój przyjaciel, musi się dowiedzieć.
-Dowiedzieć o czym? Ktoś mi w końcu to wyjaśni?
-Jestem w ciąży, dlatego między innymi nie piję alkoholu. A dzisiaj podczas kwalifikacji byłam u lekarza. Cała historia Krafti.
-No nie wierzę. Jak mogłaś- spojrzał na mnie, potem na Kamila. Jedyne co zrobił później to wyszedł, trzaskając drzwiami.
Byłam tak zszokowana, że nie wiedziałam co powiedzieć. Wygrzebałam się z łóżka i sama wyszłam z pokoju. Ubrałam kurtkę, i poszłam szukać mojego przyjaciela. Znalazłam go siedzącego na ławce przed hotelem.
-Stefan co to było?!- nie odpowiedział mi- Ty jesteś moim przyjacielem?! Tak się nie robi
-No właśnie Em. Zrobiło mi się przykro, tak po prostu. Wiesz dlaczego?
-Bo nie powiedziałam Ci wcześniej- przytaknął mi głową- Chciałam, ale nie było dobrej okazji. Nie chciałam, żeby mój przyjaciel dowiedział się o tym w jakiejś dziwnej sytuacji. Rozumiesz?
-Rozumiem, ale wiesz jak się poczułem.
-Wiem. Przepraszam- przytuliłam go najmocniej jak umiałam
-Michi wie?- teraz to mnie zaskoczył
-Skąd wiesz, że to Michi?
-Znam Cię Em- uśmiechnął się- Cieszę się razem z Wami.
Mimo że na dworze było tak cholernie zimo, to siedzieliśmy tam z dobrą godzinę. W końcu znaleźliśmy czas, żeby spokojnie ze sobą porozmawiać. Jakby ktoś nas nie znał, mógłby pomyśleć, że jesteśmy w sobie zakochani. Właściwie w pewnym sensie jesteśmy zakochani. Ale to raczej taka miłość brata i siostry.
Wchodząc do hotelu natknęliśmy się na trenera, z którym umówiłam się za chwilę na krótkie spotkanie, odnośnie mojego stanu. Stwierdziłam, że należą mu się pewne wyjaśnienia. Zapukałam do pokoju, żeby po chwili usłyszeć ciche "Proszę"
-To ja. Chciałam z Tobą o czymś poważnie porozmawiać.
-Em, mam się bać?- chyba po raz pierwszy był naprawdę poważny
-Heinz, ja jestem w ciąży- już widzę jak otwiera usta, żeby coś powiedzieć- Nie przerywaj mi. I chodzi o to, że ja naprawdę chcę kontynuować to stypendium, ale.. Ale uważałam, że jestem Ci winna wyjaśnienie tego wszystkiego. Zrozumiem, naprawdę zrozumiem, jeśli nie będziesz chciał mieć w swoim zespole ciężarnej kobiety. W końcu za kilka miesięcy, będę wielką baryłką i nie wszystko będę w stanie zrobić. Więc czekam na Twoją decyzję, dostosuję się do każdej.- uśmiechnęłam się do niego nieśmiało
-Zwariowałaś. Hormony Ci buzują. Nasza kadra już nie istnieje bez Ciebie, bez względu czy jesteś chuda jak patyk, czy zamienisz się w baryłkę. My Cię nadal potrzebujemy, i nie wyobrażam już sobie pracy bez Ciebie. Przepraszam pracy bez Was- zaśmiał się- Tak długo jak będziesz czuła się na siłach, żeby z nami pracować tak długo zostaniesz. Umowa stoi?
-Stoi- podeszłam i przytuliłam się do niego- Dziękuję.
-Nie to my dziękujemy- pocałował mnie w czubek głowy- I gratuluję. Nie przejmuj się Michiemu przekażę gratulację.
-Serio? Wszyscy od razu wiedzą, że to Michael?
-Tak kochana.
Z uśmiechem na ustach mogłam wrócić do mojego pokoju. Plan był prosty, szybka kąpiel, i planowanie kolejnych konferencji dla chłopaków już w łóżku.
Zamknęłam drzwi, zapaliłam światło i o mało co nie dostałam zawału.
-Co Ty tutaj robisz?

_________________________________________________________
Hej Kochane! ;*
Czekam na Wasze opinie odnośnie trzynastki :) Domyślać się kogo zastała w pokoju Emma? :D
Czternastka najprawdopodobniej pojawi się dopiero po majówce.
Buziaki, 
Ala :*

sobota, 18 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ XII

Przerażenie. Strach. Niemoc. Tyle widzę w jej oczach. Zero radości, zadowolenia. Nie ma żadnego pozytywnego uczucia.
Prostokąt, który trzyma w dłoni raczej nie jest jej marzeniem. Nie patrzy na mnie, tylko na dwie pionowe kreski.
-Emma- widzę łzę płynącą po jej policzku- Wszystko w porządku?
-Nic nie jest w porządku Michi. Nie widzisz tego?- kręcę przecząco głową- Więc wyjaśnię Ci to. Jak wyobrażasz sobie wychowanie tego dziecka? Ojciec którego przez około trzysta dni w roku nie ma w domu. Matka, która nie lubi dzieci i nigdy nie marzyła o ich posiadaniu. Nie wiem jak Tobie, ale mi to nie wygląda na idealną rodzinę. Po prostu boję się, że.. znowu kogoś zawiodę.
-Hej, spójrz na mnie- w końcu odwraca wzrok w moją stronę- Nie pozwolę Ci tak myśleć. Może zajmie nam to dłużej niż innym, ale damy radę. Będziemy idealnymi rodzicami, będziemy idealną rodziną.
-Michi fakt, że to dziecko jest nic nie zmienia. Ja nadal nie potrafię Ci wybaczyć.
-Na to też przyjdzie czas. Mamy w końcu na to całe życie- uśmiecham się do niej, i widzę cień uśmiechu pojawiający się na jej twarzy- Tylko pozwól mi się do siebie zbliżyć.
-Małymi kroczkami?
-Małymi- obejmuję ją ramieniem, i po raz pierwszy od dłuższego czasu nie odsuwa się. pozwala mi na tą małą czułość
Nasze życie teraz się zmieni, mam wrażenie, że nawet nie wiemy jak bardzo. Czy się boję? Oczywiście, że tak ale Ona boi się bardziej, dlatego muszę stwarzać pozory silnego i pełnego odwagi faceta.
-Będziesz o siebie dbać. Musisz iść do lekarza, i zero alkoholu. A poza tym nie wychodzisz nigdzie bez kurtki, okej?- kiwa twierdząco głową- Nie możecie mi się przeziębić.
-Dobra, dobra. Po pierwsze muszę iść do lekarza po powrocie do Austrii, o reszcie nie myślę.
-Nie pomyślałem o tym. Ale masz rację. A teraz musisz odpocząć, zostawię Cię nie chcę Ci przeszkadzać- wstałem i dałem jej całusa w czoło- Dobranoc Em.
-Michi możesz zostać? Nie chcę zostać sama- wracam do łóżka i kładę się koło niej.
Patrzy na swój brzuch, ciągle idealnie płaski. Ciągle nie zdradzający tego co wydarzy się za jakieś osiem miesięcy. Po chwili samego patrzenia kładzie swoją rękę na brzuchu. Trwa tak, przez jakiś czas aż w końcu zasypia. Nie zostaję jej dłużny, w końcu też odpływam.

***

Obudziłam się rano, w moim łóżku nie było już Michaela. Podejrzewałam, że już od dawna jest w swoim pokoju lub nawet już jest na stołówce i je śniadanie. Spojrzałam na zegarek 07:45, no to Em masz aż piętnaście minut na wyszykowanie się i pojawienie się na dole. Szybko zerwałam się z łóżka dzięki Bogu, dzisiaj obyło się bez mdłości. Równo o 08:00 pojawiłam się w hotelowej stołówce, w pomieszczeniu byli już wszyscy, nawet Kuttin. Zdecydowałam się usiąść koło trenera, i całej kadry. Dzisiejsze śniadanie chciałam zjeść w spokoju. 
-Za dwie godziny musimy pojawić się na skoczni. Dobrze się już dzisiaj czujesz?-czułam to przeszywające spojrzenie trenera.
-Dzisiaj jest już zdecydowanie lepiej, za dwie godziny wszyscy będziemy gotowi- uśmiechnęłam się i zaczęłam jeść moje musli.
Na skoczni o dziwo też pojawiliśmy się punktualnie, byłam w szoku. Czekały mnie dzisiaj dwa wywiady odnośnie formy chłopaków, jaką przygotowaliśmy na Turniej. Na udzielenie ich miałam prawie trzy godziny, bo właśnie tyle czasu zostało mi do zawodów. 
Jeśli mam być szczera to zaczynam rozumieć dlaczego ludzie nie lubią dziennikarzy. Te ich debilne pytanie, czasami rozkładały mnie na łopatki. Do tego ta różnorodność  pytań, jakbym się uparła to mogłabym na wszystkie odpowiadać tak samo. Po skończeniu mojej pracy, stanęłam przed domkiem reprezentacji Austrii, wiedziałam że chłopacy próbują się skupić, więc nie chciałam za bardzo im przeszkadzać. 
Po jakimś czasie chłopacy powoli zaczęli opuszczać mały domek, każdemu z osobna życzyłam udanego konkursu. 
-Rozmawiałaś z nim?- zza moich pleców usłyszałam głos Gregora- Wiesz o czym.
-Jeśli pytasz się czy rozmawiałam z Michim, o tym że jestem w ciąży to tak. 
-Tak? To znaczy, że miałem rację? Test był pozytywny?- cieszył się jak dziecko
-Tym razem, miałeś. Ale Grzesiu zamilkniesz, i nikomu o tym nie powiesz. Nie chcę, żeby wszyscy od razu wiedzieli, że nowa rzeczniczka jest w ciąży ze skoczkiem. Okej?
-Em, ja nie jestem Kraftem- puścił mi oczko.
Konkurs minął bez większych przeszkód, i upadków. Wygrał Stefan, drugi był Severin a trzecie miejsce zajął Michi. Kamilowi udało się się wskoczyć do pierwszej dziesiątki. Czekała nas jeszcze krótka konferencja prasowa dla najlepszej trójki, i mogliśmy udać się do hotelu po swoje walizki. Wieczorem czekała nas podróż do Garmisch- Partenkirchen. Jutro wieczorem miały odbyć się kwalifikacje, za to pojutrze każdy miał dzień wolny. Mieliśmy urządzić sobie skromną imprezę sylwestrową.
Po dwóch i pół godziny byliśmy już w nowym hotelu, okazało się że razem z nami zamieszkała reprezentacja Polski. Pewne więc było, że nie ominie mnie spotkanie z moim kuzynem, nie spodziewałam się że stanie się to aż tak szybko.
-Unikasz mnie. Czemu?- wpuściłam Kamila do pokoju
-Nie unikam Cię, czemu miałabym to robić. Po prostu ostatnio jestem naprawdę zajęta, i nie miałam czasu na rozmowę. Przepraszam- uśmiechnęłam się do chłopaka
-Emciu znamy się dobre dwadzieścia trzy lata, i właśnie dlatego nie wierzę Ci. Powiedz mi jaka jest prawda, bez ściemy.
-Musiałam się oswoić z tą sytuacją. Potrzebowałam czasu na przyzwyczajenie się do codziennego widywania Michaela. Poza tym- lekko ściszyłam głos- Jestem w ciąży.
Czekałam na wybuch skoczka, na jego złość. I na słynny zwrot "Zabiję Go".
-W ciąży? -nie umiałam nic wyczytać z jego twarzy- Em Ty nie cierpisz dzieci, nigdy nie chciałaś ich mieć. A teraz mówisz, że jesteś w ciąży?
-Nie lubię. Nie chciałam, i nie chcę. Ale nie zmienię tego, że jestem w ciąży.
-Mądra dziewczynka- poczułam cmoknięcie w głowę- Ale Go i tak zabiję i nadal Go nie lubię.
-Wiem, ale to nie tylko jego wina- puściłam mu oczko.
Z Kamilem posiedzieliśmy jeszcze z dobrą godzinkę, pewnie posiedzielibyśmy jeszcze dłużej ale zadzwonił do niego Łukasz, że ma jakąś ważną sprawę. Kamil momentalnie wyszedł z mojego pokoju, a właściwie to z niego wybiegł rzucając tylko "Do jutra."
Nie miałam co robić, więc w końcu po kilku dniach odpaliłam moją prywatną pocztę. Miałam kilka nieodebranych wiadomości. ale szczególnie jedna przyciągnęła mój wzrok.

"OD: THOMAS
                               Hej Em, żyjesz w ogóle? Mogłabyś się do nas odezwać :) Cały Bayern za Tobą  tęskni. Miałaś nas odwiedzić i co? Kiedy to się stanie? 
Mam nadzieję, że dobrze Ci się żyje w Austrii :) Liczę, że chłopacy traktują Cię tak dobrze jakbyśmy my to robili.
Wyślij mi chociaż głupie "U mnie wszystko w porządku" :)
Całuję Thomas. "

Thomas. Zapomniałam o nim. Zapomniałam o tym, że miałam przyjechać do Monachium. Strasznie mi teraz głupio. Zajęłam się sobą, swoimi sprawami i zapomniałam kompletnie o moim wyjeździe do Monachium.

"DO: THOMAS
Tomciu przepraszam, że tak długo się nie odzywałam ale miałam tyle spraw na głowie, że zwyczajnie zapomniałam o moim przyjeździe do Was. 
Obiecuję, że jak tylko będę miała chwilę wolnego to Was odwiedzę :) Dobra? 
A co do Austrii. Myślę. że traktują mnie tak samo dobrze jak Wy. 
Całuję Em."

Zamknęłam mojego laptopa, chwyciłam w dłoń kubek z gorącą czekoladą i poszłam na balkon. Lodowate, górskie powietrze uderzało w moje policzki. Zupełnie nie przeszkadzała mi minusowa temperatura. 
Po chwili poczułam na moich ramionach kurtkę, a w tali poczułam silny męski uścisk.
-Jesteś uparta. Mówiłem, o wychodzeniu na zewnątrz bez kurtki? Myślałam, że chociaż raz mnie posłuchasz- miałam dosyć jego gadania. 
Szybko odwróciłam się, i już stałam twarzą twarz z blondynem. Patrzył głęboko w moje oczy, już chciał coś powiedzieć, ale nie dałam mu. Wpiłam się mocno w jego ciepłe usta...

__________________________________________________________________
Hej Kochane! ;*
Jest nasza dwunastka! Po mękach w końcu udało mi się skleić jakąś zapchajdziurę.
PS. 1 Chciałabym życzyć powodzenia wszystkim gimnazjalistom! Nie stresujcie się i napiszcie najlepiej jak potraficie! :)
PS. 2 Kolejny pojawi się za tydzień :)
Buziaki,
Ala ;*

sobota, 11 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ XI

Przysięgam zabiję ich kiedyś. Odnoszę wrażenie, że nie mają pojęcia, że się puka do drzwi. Czas chyba zamykać je na klucz.
Stałam oparta rękoma o umywalkę i patrzyłam w swoje odbicie w lustrze. Po moich zapadniętych policzkach nie było już śladu. Mimo, że byłam strasznie blada to i tak moja twarz wyglądała lepiej niż jeszcze trzy tygodnie temu.
A może Gregor ma rację?
Przestań. Nie jesteś w ciąży. Nie ma takiej opcji. Masz się teraz skupić na sobie i na pracy dla kadry, nie możesz sobie pozwolić na dziecko.
Zwłaszcza, że nienawidzisz jego ojca. Przestań! Michi nie jest ojcem, bo nie ma żadnego dziecka i tyle.
Lepiej skup się na dzisiejszym dniu. Za godzinę musisz być na skoczni. Czekają Cię kwalifikację, potem konferencja prasowa całej kadry. To ważny dzień, bo to Twój pierwszy oficjalny dzień z kadrą. Weź się w garść Stoch!
Ubrałam się w rurki, bluzkę i sweterek. Na wierzch ubrałam kurtkę reprezentacyjną i czapkę z logiem sponsora. W takim wydaniu możesz pokazać się ludziom. Na dole w holu czekała już cała reprezentacja, no może poza Kuttinem. Najważniejszy i jak zawsze najbardziej spóźniony.
Po około piętnastu minutach w końcu wpakowaliśmy się do autobusu. Na szczęście mogłam usiąść ze sztabem na przodzie. Ominęły mnie pytania Gregora, pocieszania Stefana i spojrzenia Michaela.
W kwalifikacjach mieli brać udział wszyscy poza Hayboeckiem. Dlaczego właśnie wszyscy poza nim? Tego już mi nikt nie wytłumaczył.
W domku panował istny burdel, każdy z zawodników się przebierał i walczyła ze swoimi nartami. Z racji, że już raz nimi oberwałam nie chciałam tego powtórzyć, więc stwierdziłam że poczekam na nich na zewnątrz. Każdemu z osobna życzyłam szczęścia i dałam ostrego kopniaka w tyłek.
Stanęłam w miejscu przeznaczonym dla dziennikarzy, czyli w miejscu gdzie zawsze jest największy tłok. Tak liczyłam, że Michi mnie tutaj nie znajdzie. Myliłam się...
-Jak się czujesz? Gregor wspominał, że chyba czymś się zatrułaś.
-Już jest lepiej, dzięki za troskę- sztucznie się uśmiechnęłam
-Jaka Ty jesteś uparta!
-Słucham?
-Nie widzisz jak ja się staram? Tak cholernie mi na Tobie zależy, ale Ty każdy mój ruch w Twoją stronę dusisz już w zarodku. Będę nadal o nas walczył, ale Em- spojrzał prosto w moje oczy- Sam nie dam rady, musisz mi w tym pomóc.
-Michi widzę, wszystko to widzę. Ale musisz pamiętać, że Ty naprawdę mnie skrzywdziłeś. Czegoś takiego nie zapomina się w przeciągu tak krótkiego czasu- tylko nie płacz, proszę nie płacz- I chociaż bardzo chciałabym Ci zaufać ja po prostu.. nie potrafię.
-Czyli mnie nie nienawidzisz?
-Nie nienawidzę Cię, co nie równa się z tym że Ci ufam. Okej?
-Okej. To i tak lepszy start niż myślałem- uśmiechnął się tak jak tylko On potrafi
-Pewnie tak.
Rozmowa z blondynem nie okazała się tak straszna jak myślałam. Niestety utwierdziła mnie w dwóch rzeczach. Po pierwsze ten idiota nie jest mi obojętny, a po drugie nigdy nie będziemy razem.
Po kwalifikacjach przyszedł czas na moją pierwszą oficjalną konferencję prasową.
-Mam do Was wszystkich ogromna prośbę. Nie ośmieszcie mnie na mojej pierwszej konferencji. Dobra?
-Jasne- odpowiedzieli wszyscy chórem
Po półtorej godziny było już po wszystkim, byłam wdzięczna chłopakom, bo jak na nich to byli wyjątkowo spokojni.
Pogoda była dzisiaj wyjątkowo ładna, więc po powrocie do hotelu zdecydowałam się wybrać na spacer. Z takiej pogody w końcu trzeba korzystać.
-Mogę się przyłączyć?
-Skoro musisz to pewnie. Ale nie będziemy rozmawiać o dzisiejszym poranku.
-Okej.
Szliśmy przez dłuższy czas w milczeniu, chyba oboje potrzebowaliśmy takiego momentu wytchnienia.
-Em, przepraszam ale ja nie mogę. Muszę zadać Ci pytanie.
-O co tym razem Grzesiu?
-Który to tydzień?- moja mina musiała wyglądać komicznie
-Tydzień czego? Bo chyba nie rozumiem.
-U mojej siostry wyglądało to dokładnie tak samo. Poranne mdłości, kilka kilo więcej, duży apetyt no i te zmiany nastroju.
-Twierdzisz, że jestem gruba?- zaśmiałam się
-Nie. Twierdzę, że jesteś w ciąży.
-Gregor! Nie jestem, w ciąży. Nie mogę być. Daj spokój.
-Kupisz test? Tak dla pewności
-Jak Ty się czepiasz- przeszywał mnie wzrokiem- Okej, w najbliższej aptece kupię test. Zadowolony?
-Tak- zaczął się szczerzyć.
Jak się okazało najbliższa apteka znajdowała się kilkanaście metrów dalej. Nie pozostało mi nic innego jak wejście do niej. Kupiłam trzy testy, zupełnie innych firm i jak najszybciej wyszłam z ciepłego pomieszczenia.
-Masz?
-Mam. Skończmy ten temat.
-Jakby Cię nie zmusić, to nigdy byś tego nie sprawdziła
-Nie mam czego sprawdzać.
-Dobrze, dobrze. Przekonamy się.
-Mówiłam Ci już kiedyś, że Cię nie cierpię- uśmiechnął się
-Już kilka razy to od Ciebie słyszałem
-Widać za mało.
Nasz spacer lekko wymknął nam się spod kontroli. W hotelu właśnie był czas kolacji, więc zdjęliśmy nasze kurtki i podeszliśmy do stolika naszej kadry. Gregor usiadł koło Didla więc jedynym wolnym miejscem, było już krzesło koło Michiego. Wiem, co kombinują te diabły. Zachciało im się bawić w biuro matrymonialne..
Posiedzieliśmy trochę przy stole, zjedliśmy pyszną kolację, a potem po prostu sobie gadaliśmy. W rezultacie do pokoju dotarłam około dwudziestej pierwszej.
Ten dzień był wyjątkowo długi. Zdjęłam kurtkę, z której kieszeni wypadły testy ciążowe. Leżały na podłodze z dobrą chwilę, dopóki  zorientowałam się, że przecież nie mogą tam tak wiecznie leżeć.
Wzięłam je do ręki i zaniosłam je do łazienki na półeczkę. Do zrobienia ich muszę dojrzeć...
Po wyjściu z łazienki, usłyszałam pukanie do moich drzwi. "Nauczyli się pukać. Pewien sukces już jest" 
-Proszę- zza drzwi wyłoniła się głowa Michaela
-Mogę?- wskazałam głową, żeby wszedł
-O co chodzi Michi?
-Mam problem. Stefan zajął łazienkę i nie zanosi się, że zamierza wyjść. A ja naprawdę chciałbym już pójść spać. No ale najpierw chciałbym się wykąpać.
-I chcesz to zrobić u mnie, tak?- zaśmiałam się
-No tak- pierwszy raz widziałam jak się zawstydził
-Łazienka jest Twoja- uśmiechnęłam się
-Dziękuję. Jesteś cudowna.
-Tak. Idź bo się rozmyślę.
Trzeba przyznać, że Michi w łazience spędza mnóstwo czasu. Siedzi właściwie tam tyle co ja.. Chyba za dużo Hayboeck. Ogranicz to.
-Em- odwróciłam się w jego stronę, i zauważyłam trzy małe pudełeczka w jego prawej ręce- Em to jest to co myślę?
-A co myślisz? To testy ciążowe Michaelu
-Twoje? Czy to oznacza, że...
-Nie zrobiłam ich jeszcze- nagle posmutniał- Boję się
-Zrób. Razem poczekamy na wynik.- lekki cień uśmiechu pojawił się na jego twarzy- To nic nie znaczy, spokojnie. Poczekam tu.
Usiadłam na łóżku obok blondyna, w jednej ręce trzymając pewnego rodzaju wyrok, a na drugiej ręce czułam mocny uścisk Michaela.
Kiedy usłyszałam dźwięk timera, moje serce na chwilę mi zamarło, a ręka Michela jeszcze bardziej zacisnęła się na mojej dłoni. Spojrzałam jeszcze w jego błękitne oczy, chyba chciałam znaleźć w nich potwierdzenie, że ciągle tutaj jest.
Spojrzałam na prostokąt niewielkiej wielkości, i znajdujące się na nim tak bardzo niechciane dwie pionowe kreski...

_____________________________________________________________
Hej Kochane! ;*
Przybywam do Was z jedenastką :) I stwierdzam, że jestem z niej zadowolona :o 
PS. 1 Nie macie się co bać, Stefan i Emma do końca mojego żywota zostaną tylko przyjaciółmi :)
PS. 2 W końcu udało mi się napisać coś dłuższego :D 
PS. 3 Co myślicie o tym, że Em jest w ciąży? :)
Miłego weekendu :)
Buziaki, 
Ala ;*