czwartek, 2 lipca 2015

ROZDZIAŁ XVII

-Pani Emmo, proszę oddychać. Musi pani zachować teraz całkowity spokój. Słyszy mnie pani?- nie starcza mi sił na odpowiedź, jedyne co robię to kiwam twierdząco głową- W takim razie za chwilę powinna zostać pani mamą ślicznych bliźniaków.
Jeden skurcz. Potem kolejny. Nie kończąca się fala bólu.. Jeśli tak ma wyglądać całe rodzicielstwo to ja dziękuję.
-Przykro mi panie Michaelu, ale nie może pan tam wejść. Będziemy pana informować na bieżąco.- ręce mu się trzęsą i pocą. Widzę jak wyciera je o swoje spodnie. Boi się?

***

Strach w jej oczach. I fakt, że nie mogę nic zrobić. Nie mogę jej pomóc.
Siedzę przed salą pół godziny.. Godzinę.. Nic. Nikt nie wychodzi, nie mam żadnych informacji. Nie słyszę, żadnego krzyku lub płaczu. Ta cisza, wydaje się za bardzo przerażająca. 
Do tego nie ma tutaj nikogo. Gdzie się podział Kamil albo chociaż Stefan. Czemu właśnie w takim momencie ich tutaj nie ma?
Kucam oparty z głową w dłoniach, tracąc już nadzieję na cokolwiek. W tym momencie otwierają się drzwi do sali.
-Panie Michaelu. Gratuluję ma pan syna i córkę- wyciąga w moim kierunku dłoń, chwilę później wykonuję ten sam gest- Za jakąś chwilę będzie mógł pan ich zobaczyć.
-Dziękuję. Naprawdę dziękuję. A co z Emmą?
-Miałam udzielać informacji tylko na temat stanu zdrowia dzieci. O pani Emmie nie mogę nic powiedzieć.
-Rozumiem. 

***

Minęły dwa tygodnie. Czternaście dni. Trzysta trzydzieści sześć godzin. Dwadzieścia tysięcy sto sześćdziesiąt minut. A ja do tej pory nie widziałam moich dzieci. 
Nie jest to spowodowane moim stanem zdrowia. Przynajmniej nie zdrowia fizycznego.
Nie mogę na nie patrzeć. Nie mogę słuchać jak płaczą. Nie słucham jak ktoś wspomina o moich dzieciach. Codziennie przychodzą do mnie członkowie rodziny, kadry i wspominają jakie słodkie oczy ma moja córka, albo jak słodko uśmiecha się do nich mój syn. 
Przychodzi Michael. Na początku próbował przemówić jakoś do mnie. Z czasem kiedy przestałam reagować na jego obecność nawet nie wspomina o nich. Czekam na moment kiedy nie wytrzyma. Kiedy w końcu wybuchnie zarzucając mi że jestem okropną matką.
Zdecydowanie będzie miał racje.
Kolejny dzień, będzie wyglądał ta samo. Przyjdzie pielęgniarka, która będzie próbowała przekonać mnie, żebym chociaż przez chwilę potrzymała swoje dzieci. Ja znowu odmówię. Potem zabiorą mnie na rehabilitację, żeby w ogóle doprowadzić mnie do stanu używalności. Myślicie, że to jest ciężki dzień? To jeszcze nie koniec. Średnio godzinę po rehabilitacji przyjdzie Michi. Nie powie nic. Zupełnie. Usiądzie koło mojego łóżka i będziemy patrzeć się na siebie nawzajem. Tak jak robiliśmy to przez ostatni tydzień..
Otwieram oczy, i widzę parking szpitala. Przez te wszystkie dni zdążyłam zorientować się, że każdy parkuje na tym samym miejscu. Niektóre osoby przyjeżdżają pół godziny przed rozpoczęciem dyżuru, a niektóre pięć minut przed. Wszystko jest takie same, nie zmienia się nic. Gapię się w okno z dobrych kilka minut, aż w końcu muszę obrócić się na drugi bok.
Siedzi na krześle. Kiedy zauważa mój wzrok spina się, wszystkie jego mięśnie momentalni się napinają. Nie mówi nic.
-Od kiedy to siedzisz tutaj od rana?
-Od kiedy to postanowiłaś się do mnie odezwać? Przez ostatnie kilka dni nie byłaś skora do rozmowy.
-Nadal nie jestem. Nie zamierzam z Tobą rozmawiać,
-Nie musisz ze mną rozmawiać, wystarczy, że mnie posłuchasz- próbuję coś powiedzieć, ale nie daje mi dojść do słowa- Jesteś hipokrytką. I do tego jesteś samolubna. Czy Ty do cholery chociaż raz pomyślałaś o naszych dzieciach?! Pomyślałaś o mnie?! Mam dosyć Emma, po prostu mam dosyć. Matka moich dzieci, zachowuje się tak jakby w ogóle ich nie było. Unika kontaktu ze wszystkimi. Ja rozumiem sytuację kobiet mających depresję po porodową, ale.. Ale u Ciebie to nie jest to prawda?! Powiedz mi prawdę! O co do cholery chodzi!
-Możesz przestać się na mnie drzeć?- mówię to takim tonem, jakby w ogóle nie trafiło do mnie to co właśnie powiedział.- Nie znasz mnie. Nic o mnie nie wiesz Michi.
-Jak to nie?
-Michi fakt, że się ze mną przespałeś nie oznacza że mnie znasz. Nie spędziliśmy ze sobą wystarczającej ilości czasu, żeby dobrze się poznać. Nie wiesz o mnie nic!- w jego oczach widać smutek, moje słowa ewidentnie go zabolały- Michi ja nigdy nie chciałam mieć dzieci.
-Przecież był moment, że się zaczęłaś cieszyć ciążą
-Cieszyłam się bo Ty się cieszyłeś. Ale jak usłyszałam Twoje słowa na tej imprezie zaczęłam się bać, że zostanę sama z dwójką dzieci. Co to za matka? Samotna z bliźniakami, i to jeszcze nie chcąca mieć dzieci.. Potem ten wypadek, śpiączka i długa rehabilitacja. To był koniec. Zdałam sobie sprawę, że będę beznadzieją matką- poczułam jak moje oczy zachodzą łzami- Pomyślałam, że będzie im lepiej beze mnie.
-Co Ty wygadujesz?
-Chciałeś prawdy to ją masz. Boję się, że będę dla nich złą matką.
-Em, myślę że nie przekonasz się o tym, dopóki ich nie poznasz- wyciąga rękę w moim kierunku- Chodź.
-Gdzie?- uśmiecha się tak jak tylko on potrafi- Zobaczmy swoje dzieci.
Trzyma mnie za rękę jakby bał się, że zaraz się rozmyślę i ucieknę. Właściwie to ta myśl, krąży mi po głowie.
Korytarz ciągnie się niemiłosiernie, aż w końcu pojawiają się sale z przeszkloną ścianą. Idziemy jeszcze kawałek, kiedy nagle się zatrzymujemy. Michi odwraca się w kierunku szyby, a dokładniej w kierunku dwóch małych łóżeczek. Na jego twarzy pojawia się dziwny grymas, jakby miał na twarzy wymalowaną miłość do tych dwóch małych istotek. Odwraca głowę, kładzie dłonie na moich ramionach, i jednym szybkim ruchem obraca mnie w kierunku gdzie jeszcze przed chwilą patrzył.
-Widzisz te dwie małe uśmiechające się istotki?- przytakuję mu głową- To nasze dzieci.
Na wprost mnie leży chłopiec,a obok niego maleńka dziewczynka. Oboje mają mało widoczne blond włoski. Chłopiec ma błękitne oczy, natomiast dziewczynka ma śliczne brązowe oczka. Są tacy podobni do Michaela. Nie mogę dopatrzyć się wspólnej cechy między nimi a mną.
-Nadal nie mają imion. Nie uzgodniliśmy nigdy tego, a sam nie chciałem podejmować takiej decyzji.
-Tobias. Chciałabym, żeby nasz syn nazywał się Tobias- na jego twarzy pojawia się uśmiech- Nie mam pomysłu na imię dla małej.
-Mia. Co Ty na to?
-Jestem za- przytula mnie, całując delikatnie w czubek głowy- Dziękuję.
-Za co?
-Wiesz za co. Gdybyś mnie tutaj nie przyprowadził, to nie wiem czy kiedykolwiek bym się tutaj pojawiła. Michi myślisz, że damy sobie radę?
-Myślę, że jeśli od nowa nauczymy się ze sobą rozmawiać to wychowanie dzieci, będzie zdecydowanie łatwiejsze- lekko się uśmiechnął- Chociaż wychowywanie ich przez pół Europy może być trudne
-Co najwyżej przez pół kraju- spojrzał na mnie, nie kryjąc swojego zdziwienia- Już dawno postanowiłam, że będę mieszkać w Austrii. Nie koniecznie z Tobą, jak miałam to zaplanowane, ale będę tam mieszkać.
-Cieszę się
-Pani Emma? Co pani tutaj robi?- widać było, że pielęgniarki nie są przyzwyczajone do mnie w tym właśnie miejscu
-Chciałabym przytulić się do moich dzieci. Będzie to możliwe?
-Oczywiście, proszę za mną.
Moment kiedy podają Ci twoje dziecko jest naprawdę wyjątkowy. Docenia to nawet taka ignorantka jak ja. Trzymając w ramionach tak małą osóbkę zdajesz sobie sprawę, że jesteś teraz odpowiedzialna za jej życie. Nie za pierwsze osiemnaście lat, ale za te wszystkie momenty.
Nie kłamali Mia ma oczy w których można zatonąć, a Tobias uśmiecha się tak uroczo że masz ochotę zjeść go na miejscu. Tak. Teraz wiem, że jednak tego chciałam.

***

Ostatnie kilka dni minęło zdecydowanie lepiej, niż poprzednie tygodnie. W końcu mam całą rodzinę przy sobie. 
Stoję w drzwiach sali, z wypisem dla mojej całej trójki. Emma siedzi na krześle trzymając na rękach Mię, a Tobias leży koło niej w nosidełku. Na jej twarzy widać uśmiech, przynajmniej tak mi się wydaje że to, właśnie to uczucie. Nawet nie zauważa mojej obecności tutaj. 
-Mam wypis- dopiero teraz podnosi na mnie wzrok- W końcu po prawie miesiącu jesteśmy wolni.
-Chciałeś powiedzieć po ponad pięciu miesiącach.
-No tak, faktycznie. Gotowi?- zapina Mię w nosidełku i kiwa twierdząco głową- W takim razie zabieram Was.
-Przecież Kamil miała nas odebrać.
-Em zabieram Was wszystkich do domu.


_________________________________________________
Hej Kochane! ;*
Po ponad miesiącu w końcu wracam. Męczarnia zwana szkołą na szczęście się skończyła, i możemy cieszyć się w końcu dwumiesięcznym "nic nie robieniem" :)
Co do rozdział mam nadzieję, że Wam się spodoba :) Nie ukrywam, że po tak długiej przerwie nie było łatwo go napisać. Ale myślę, że mi wybaczycie bo jak wiadomo powroty bywają ciężkie :)
W zakładce "BOHATEROWIE" pojawiły się dwie nowe postacie :)
Nie przedłużając, mam nadzieję że ktoś jeszcze na mnie czekał. Zapraszam do czytania :)
Buziaki,
Ala ;*

8 komentarzy:

  1. Jejku jak słodko.
    Cieszę się, że dzieci są całe i zdrowe. No i Emma pogodziła się z Michim. Sądzę, że będą wspaniałymi rodzicami dla Mii i Tobiasa.
    Szczególnie, że Michemu udało się przekonać Emmę, żeby zobaczyła maluchy. Nie rozumiem jej jak ona tak mogła dwa tygodnie wytrzymać bez ich widoku. No cóż czasami zdarzają się takie matko.
    Już nie mogę doczekać się kolejnego, choć pewnie szykujesz dla nich jeszcze wiele przygód.
    Buziole i weny.

    P.S. Nawet nie wiesz jak tu pusto było bez twojego bloga przez te ostatnie tygodnie roku szkolnego.

    OdpowiedzUsuń
  2. No jeny, chciałam być pierwsza.
    Czekałam na ciebie! Naprawdę. Odświeżałam Twojego bloga od rana, ale potem poszłam robić obiad i przegapiłam! Ale ze mnie frajerka. Rozumiałam twoję decyzję, podjęłam podobną.
    Jednak prawie wszystko jest dobrze! Dzieci są zdrowe, Emma do tego zdrowia powoli dochodzi. Jednak psychika, sprawy poukładania niektórych spraw są znacznie trudniejsze i pewnie potrzeba na to tego słynnego CZASU.
    Ale jednak wszystko się wyrównuje, stabilizuje, uspokaja. Jest miło, kochanie. Michi na razie się sprawdza, zobaczymy co będzie dalej, bo różnie z tym u niego bywało. Mam nadzieję, że poznają lepiej i między nimi jakoś się ułoży.
    Nie będę po raz kolejny zanudzać cię tym, że doskonale piszesz. I nie, to nie ty powinnaś się uczyć ode mnie, tylko na odwrót.

    Weny życzę i buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Już jestem ♥ Kochana, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że do nas wróciłaś. Jakoś tak pusto tutaj było bez ciebie... :) I nikt się nie gniewa, wszystko wybaczamy, w końcu szkoła potrafi wyssać z człowieka wszelkie chęci do życia, a co dopiero do pisania i każda o tym z nas doskonale wie...
    O jejku, takie dwa małe słodziaki! Ale zdjęcia do zakładki wybrałaś wręcz perfekcyjne :) Dobrze, że Michael jakoś dotarł do Emmy, chociaż ona nie zadawała za wygraną, nie chcąc zobaczyć swoich pociech. Z jednej strony jej się nie dziwię. W końcu tyle przeszła. Ale z drugiej strony, może wreszcie wszystko zacznie się układać. Teraz oprócz nich, jest na świecie przecież jeszcze Mia i Tobias, którzy potrzebują normalnej, pełnej rodziny. Jestem ciekawa, co jeszcze dla nas przygotujesz, bo pewnie taka sielanka długo nie potrwa.. :)
    Weny i buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że wróciłaś! Brakowało mi tego opowiadania. Super, że sytuacja pomiędzy Emmy i Michaela powoli się stabilizuje, tym bardziej, iż mają dwójkę wspaniałych dzieci!
    Te ich zdjęcia są cudne ^^
    Również cieszę się z tego, że to właśnie Michi zaciągnął Emmę do dzieci.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
    Weny i buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Melduję się!
    Cieszę się że wróciłaś i to z tak bardzo dobrze wręcz znakomicie wykonanym rozdziałam ;)
    Fakt, że Michi i Emma już ze sobą normalnie rozmawiają i idą z tym wszystkim w bardzo dobrym kierunku po prostu mnie uszczęśliwia ;)
    I do tego jeszcze ta małe dwie osóbki, ich dzieci Mia i Tobias bardzo mi się te imiona podobają ;) + zdjęcia przeuroczej tej dwójki, no jak tu tego opowiadania nie kochać ? *.*
    Czekam oczywiście z niecierpliwością na kolejną część ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział,dobrze,że Michi i Emma się"pogodzili".Kiedy następny? :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Już jestem!
    Odrobinkę spóźniona, ale jestem! :D ;*
    Ojej, ależ cieszę się, że wróciłaś, a wraz z Tobą Emm i Michi! ;D ♥
    Wspaniała wiadomość, która zmusza do uśmiechu. ^^ Tęskniłam. ;*
    Strasznie się cieszę, że te dwie małe istotki sprawiają, iż Michael i Emma powoli budują swe kontaky na stabilnym gruncie. ;)
    Awh. *-* Zdjęcia mnie po prostu już rozbroiły. ♥
    Kocham, no! ;D ♥

    Buziaki. ;**

    OdpowiedzUsuń
  8. Genialny!
    Wybacz, że jestem dopiero teraz, ale muszę przyznać, że zszokowałaś mnie tym rozdziałem. Byłam tak zaciekawiona, że kiedy rozdział dobiegł końca poczułam swego rodzaju pustkę. ;) Dobra robota. ;) Cieszę się również, że wróciłaś. ♥ ^^
    W pierwszym momencie pomyślałam, że to depresja poporodowa, jednakże okazało się coś zupełnie innego. Emma nie chciała dzieci... To troszkę mnie zmartwiło.
    Nasz podenerwowany Michi czekający pod salą na wiadomość o swoich potomkach... Słodko. ♥ Co jeszcze mi się podobało? Jego upór. Chęć pokazania Emmie, że jest jedną z najważniejszych osób w życiu tych małych istotek. Ciesz się, że pomógł jej spojrzeć na macierzyństwo i jej przyszłość inaczej, niż patrzyła do tej pory. To co? Teraz czeka ich wspólna przyszłość? ^^
    Czekam na kolejny! ♥
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń