piątek, 29 maja 2015

WPIS, KTÓRY EWIDENTNIE NIE JEST ROZDZIAŁEM

Hej Kochane! :*
Nawet nie wiecie jak długo się broniłam, przed tym wpisem.. Jak długo biłam się z myślami, czy to dobra decyzja.. Ale niestety ostatnie dni mnie w tym utwierdziły.
Szkoła zajmuje teraz bardzo dużo czasu w moim życiu. Sprawdziany, kartkówki, prezentacje, poprawy i tym podobne rzeczy.. Nie mam czasu na życie prywatne, nie mówiąc już o blogu. 
Dlatego niestety jestem zmuszona, do zrobienia sobie przerwy przynajmniej do końca czerwca. 
Potrzebuję pewnego odpoczynku i również świeżego spojrzenia na mojego bloga :)
Mam nadzieję, że rozumiecie moją decyzję? :3
Do napisania za jakiś czas! 

PS. Ciągle jestem dostępna na ask'u :)
PS. 2 Nadal staram się nadrobić zaległości u Was :)

Buziaki, 
Ala :*

niedziela, 24 maja 2015

ROZDZIAŁ XVI

-Saturacja spada. Brak funkcji życiowych. Tracimy ją! Defiblyrator!
-Załadowany.
-Odsunąć się! Zero reakcji, jeszcze raz!
-Panie doktorze minęło już pół godziny. Ona..- nie! nie możecie pozwolić jej umrzeć!
-Wiem.. Czas zgonu 17:53.
Patrzenie na śmierć ukochanej osoby to najgorsze uczucie jakie może Cię spotkać. Śmierć trzech osób na raz jest pewnego rodzaju Twoją śmiercią. Boli Cię fakt, że nigdy ich nie zobaczysz. Już nigdy nie usłyszysz ich głosów, nie będzie Ci dane potrzymać swoich dzieci..
Tracisz chęć do życia, nic dla Ciebie nie ma już sensu. Masz ogromną ochotę, znaleźć się w tym miejscu gdzie jest Twoja miłość.
Cienka szyba. Tylko ona oddziela mnie o całej sytuacji. Widzę, jak odłączają Ją od wszystkich maszyn, a ciało zamierzają przykryć białym prześcieradłem. Tak właśnie wygląda nasz koniec?! Jeśli tak, to naprawdę jest słaby. Koło mojego boku pojawia się mężczyzna w średnim wieku, z okularami na nosie.
-Przykro mi.. Panie Michaelu zrobiliśmy wszystko co było w naszej mocy, pani Emma po prostu była już za słaba. Oczywiście jeśli Pan chce się pożegnać z narzeczoną damy panu trochę czasu.
-Dziękuję- wchodzę przez otwarte drzwi do sali, w której nie słychać już nic. Przeszywająca cisza, powoli mnie zabija. Nikt poza mną już nie oddycha.
-Jak mogłaś?- łzy płyną po moich policzkach, spadając na zimną rękę mojej ukochanej- Teraz już nic nie ma sensu. Bez Was już nigdy nic nie będzie takie samo.
Odsłaniam białe prześcieradło i po raz ostatni całuję Ją w czoło. Przy tym geście zawsze się uśmiechała i powtarzała, że teraz już jest bezpieczna.
-Masz rację. Teraz już zawsze będziecie bezpieczni.
Czuję jak ktoś chwyta moje ramię, by za chwilę zacząć mną potrząsać.
-Michi! Michi kurwa!- otwieram oczy i widzę nad sobą twarz mojego przyjaciela- Jezu już myślałem, że nie żyjesz.
-W pewnym sensie tak było.
-Śpisz ciągle, że tak bredzisz?!- patrzy na mnie i wychodzi z pokoju.
-Proszę tylko, żeby takie koszmary się nie spełniały- mówię już sam do siebie..

***

Zmuszam moje powieki do jakiegokolwiek ruchu. Do otwarcia się chociaż na jeden milimetr. Przecież to kiedyś nie było takie trudne!
-Dobrze przyjdę do niej później. Jakby coś się zmieniło proszę mnie poinformować, dobrze?
-Oczywiście, panie Michaelu.
Złość chyba działa na mnie mobilizująco, nie mija chwila a widzę światło. Mocne i drażniące moje bardzo zmęczone oczy. Biały sufit, białe ściany sugerują że raczej nie jestem w swoim domu.. Rurka w moim gardle nie pozwala na wydobycie jakiegokolwiek dźwięku. Ból jaki odczuwałam, nie pozwalałam mi się ruszyć.. Jedyne co do mnie dochodziło, to strasznie głośne pikanie maszyn obok mojego łóżka.
-Proszę nic nie mówić. Zaraz sprowadzę lekarza- ciekawe jakbym miała coś powiedzieć z tą rurką. myśl kobieto- Panie doktorze, obudziła się!- dyskrecja to podstawa
-Pani Emmo, nazywam się dr. Jaśniewski. Wyciągniemy pani teraz rurkę, ostrzegam może to być nieprzyjemne doznanie.
Miał rację wyciąganie tego cholerstwa nie należało do najprzyjemniejszych czynności w moim życiu. Ale bez niej jakoś lepiej się żyło. Po wstępnych badaniach, usiadł na krzesełku koło mojego łóżka. 
-Domyślam się, że ma pani jakieś pytania. Proszę pytać.
-Ile czasu byłam w śpiączce?- uważnie śledziłam reakcję jego twarzy
-Trochę ponad cztery miesiące.
-Zakładam, ze dużo się zmieniło.Byłam w ciąży! Co z moim dzieckiem?- chciałam położyć rękę na brzuchu, ale ból był zbyt silny.
-Wszystko w porządku, a nawet lepiej- uśmiechnął się- Jest pani w ciąży bliźniaczej. Ale jeśli chodzi o pani stan zdrowia to niestety czeka panią długa i męcząca rehabilitacja. Obrażenia po wypadku i fakt, że spędziła pani ponad cztery miesiące w śpiączce nie działają na korzyść. Do porodu oczywiście musimy zatrzymać panią w szpitalu.
-Przecież powiedział pan, że z dziećmi wszystko w porządku.
-Tak jest, ale tutaj chodzi o Wasze bezpieczeństwo. W szpitalu będziemy mieli panią pod stałą opieką. Jest pani zdecydowanie za słaba, żeby donosić ciążę do końca. Chyba pani rozumie?
-Chyba tak. Mam prośbę, chwilowo nie chciałabym informować nikogo o moim wybudzeniu dobrze? 
-To pani wybór, ale jest pani pewna? 
-Tak. I jeszcze jedno, jak długo ten cholerny ból będzie się utrzymywał?
-Niestety z racji ciąży, nie mogliśmy interweniować mocnymi środkami przeciwbólowymi- kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam- Dobrze, widzę że jest Pani zmęczona wpadnę za jakiś czas.
Zmęczenie dało górę, momentalnie zamknęłam oczy i zasnęłam. Liczyłam na to, ze jak się obudzę w mojej sali nadal będę tylko ja i wszystkie maszyny. W końcu moją prośbą było nieinformowanie nikogo o moim stanie. 
Otworzyłam oczy, ból był znacznie mniejszy ale nadal odczuwalny. Powoli podniosłam się na rękach, i oparłam głowę na poduszce. Dopiero po chwili zauważyłam siedzącego koło mnie blondyna. Doskonale znałam te nogi, następnie klatkę a w końcu twarz. Tak doskonale mi znana, i tak bardzo znienawidzona przeze mnie. 
-Em wróciłaś do nas- wyglądał okropnie. Jego kości policzkowe były mocno widoczne, zapadnięte policzki, podkrążone oczy świadczyły że nie wiele ostatnio spał. Kości obojczykowe wystawały jak nigdy, barki też były wyraźnie zaznaczone kośćmi. Schudł niemiłosiernie.. Jak on skakał z taką niską wagą, jak on.. Stop Stoch! Nienawidzisz go!
-Co Ty tutaj robisz?! Nie jesteś raczej osobą, którą chciałam tutaj zobaczyć. Właściwie, to nigdy już nie chcę Cię widzieć.
-Emma, wysłuchaj mnie. Proszę. 
-Przecież nigdzie nie ucieknę. Ale masz pięć minut, po tym czasie proszę Cię opuść salę, dobrze?
-Tamten wieczór będę pamiętał do końca życia. Emma jak zobaczyłem Thomasa, w naszym hotelu wiedziałem, że pojawił się w nim dla Ciebie. Boże.. nawet sam powiedziałem mu gdzie masz pokój. Byłem pewny, że nic oprócz przyjaźni Was nie łączy- już miałam coś powiedzieć- Proszę nie przerywaj mi. Dopiero w momencie, kiedy zobaczyłem Twoją reakcję na jego widok zrozumiałem, że to on jest w Twoim życiu najważniejszy. Nigdy nie widziałem Cię takiej,, nie wiem spokojnej? Przez ten czas kiedy był z nami, ciągle się uśmiechałaś nigdy nie byłaś smutna. przy mnie to Ci się nie udawało. Nie wytrzymałem w momencie, kiedy Thomas zabrał mi nie tylko Ciebie ale również moich przyjaciół. Zacząłem pić, i przestałem już na wszystko patrzeć. To co wtedy powiedziałem.. Ja nie miałem tego na myśli, przecież wiem że to są nasze dzieci. Emma tego jestem pewny jak niczego innego na świecie. Potem Twój wypadek.. Em przepraszam.
-Skończyłeś?- przytaknął głową- Teraz ja. Po pierwsze Thomasa i mnie poza przyjaźnią nie łączy nic! Nic! Zapamiętaj to sobie. Czuję się przy nim tak swobodnie i zawsze dobrze, bo on nie daje mi powodów do smutku i płaczu, w przeciwieństwie do Ciebie Michi. I ja wiem, że wtedy byłeś pijany ale powiem Ci, że nigdy nie brzmiałeś tak poważnie. Poza tym ludzie po alkoholu robią się szczery. Ale to nie jest najważniejsze. Nie chciałabym mieć z Tobą już nic wspólnego, ale niestety tak się nie da, w końcu mamy dzieci, więc to tylko one będą nas łączyć. Nasze rozmowy będą dotyczyły tylko dzieci.
-Emma tak nie może być. Nie tak miało wyglądać nasze życie.
-Zgadza się nie tak. Ale ja już nie potrafię Ci wybaczyć.. Wybaczyłam Ci Claudię, ale to to już było za wiele. Dobrze, wiesz że Cię kocham ale.. Ale nie potrafię być z kimś takim.
-Ja też Cię kocham- zbliżył się do mojego łóżka i złożył pocałunek na moim czole.
W tym momencie poczułam straszne skurcze, i towarzyszący temu ogromy ból.
-To za wcześnie.. Jeszcze nie teraz..

______________________________________________________________
Hej Kochane! ;*
Zło o nazwie szkoła, strasznie w tym tygodniu mnie pochłonęło. Dlatego ten rozdział pojawia się dopiero dzisiaj :) Mam nadzieję, że mi to wybaczycie? :)
Co do treści nie wypowiem się.. Za wszystkie błędy przepraszam :)
PS. Postaram się jak najszybciej nadrobić zaległości na Waszych blogach :)
Buziaki,
Ala ;*

wtorek, 12 maja 2015

ROZDZIAŁ XV

-Emma! Słyszysz mnie?!
-Ste..Stefan ja nie.. nie mo..mogę oddy... oddychać- czułam jak brakuje mi powietrza,a moja klatka jest rozrywana od środka
-Mała trzymaj się. Karetka już jedzie- był przerażony, widziałam łzy w jego oczach
-Za.. zajmij się mo.. moim dzieckiem. Pro.. proszę. Obiecaj... Obiecaj mi to to.
-Em przecież ono ma ojca, poza tym sama się nim zajmiesz. Wyjdziesz z tego rozumiesz?!
-Proszę Cię... i tak nie.. nie zo.. zobaczę czy spełni- byłam już tak zmęczona, czułam że moje powieki chcą opaść- spełniłeś moj.. moją proś.. bę.
-Dobrze obiecuję!- poczułam pocałunek na moim czole.
Teraz w spokoju mogłam zamknąć oczy. Mogłam odejść. Świat sobie beze mnie poradzi. Już mnie nie potrzebują, dadzą sobie radę..
-Nie oddycha! Przestała!- moja klatka równomiernie był uciskana przez bruneta, co jakiś czas czułam powietrze z jego płuc, potem znowu równomierne uciski- Gdzie ta cholerna karetka?!
-Em nie mogę Cię stracić, nie teraz- szept mojego przyjaciela był ostatnim dźwiękiem, jaki usłyszałam.

***

-Hej Emciu. Jak się dzisiaj czujesz?- usiadłem koło łóżka brunetki, i chwyciłem jej dłoń. Liczyłem na jakąś odpowiedź, na chociaż mały znak, że mnie słyszy. Od trzech miesięcy mam taką nadzieję. Nasza Em od trzech miesięcy śpi i ma nas głęboko gdzieś. 
-Stoch tęsknię za Tobą! Nie robi się tego rodzinie! Jak zawsze jesteś samolubna!
-W tej chwili zaczęłaby się na Ciebie drzeć- za moimi plecami stał Stefan- Przepraszam Kamil.
-Za co?- nie ukrywałem mojego zdziwienia.
-Za to, że nie potrafiłem wcześniej przyjść. Od momentu wypadku bałem się na nią spojrzeć. Nie uratowałem jej- powiedział to już tak cicho, że ledwo dźwięk doszedł do moich uszu
-Wręcz przeciwnie, to dzięki Tobie tutaj jest. To dzięki Tobie to maleństwo przeżyje- nie wspomniałem? Emma dopóki jest podtrzymywana przy życiu stanowi "inkubator" dla dziecka.- Zostawię Was.
-Dziękuję...
-A Stefan zapomniałbym. Gratuluję. Kryształowa kula to nie byle co- uśmiechnąłem się i wyszedłem ze szpitalnej sali.

***

-Przepraszam, że tyle musiałaś na mnie czekać. Ale mam nadzieję, że nie jesteś zła- widok jej podłączonej do tych wszystkich maszyn wywołał u mnie panikę- Miałaś zobaczyć jak zdobywam swój pierwszy kryształ. Obiecałaś mi to, a potem tak po prostu mnie zostawiłaś. Tak bez żadnego ostrzeżenia- całe moje emocje, wyszły na wierzch, nie kryłem już swoich łez, pozwoliłem im spokojnie płynąć- Proszę wróć.
Po opowiedzeniu Jej co działo się w mnie przez ten cały czas, uświadomiłem sobie że czas odwiedzin już dawno minął. Obiecałem Jej, że wrócę i opuściłem szpital. Niestety, nie mogłem zostać w Polsce. Musiałem wracać do Austrii. Mieliśmy w Innsbrucku spotkanie podsumowujące sezon. Atmosfera była gęsta, nikt z nas się nie uśmiechał.
-Hej- usłyszałem głos Michaela
-Ty gnoju! To Twoja wina!- podszedłem do blondyna i zacząłem okładać go pięściami- To przez Ciebie leży teraz w szpitalu!- czułem, że moje kostki zaczynają krwawić.
-Starczy Stefan!- ktoś zaczął od tyłu odciągać mnie od blondyna- To nie jest sposób! Nic Ci nie jest Michi?- powoli podniósł się i oparł głowę o ścianę, jego twarz była cała zakrwawiona
-Należało mi się, chociaż myślę że mam załamany nos- trzymał się za część twarzy, z której leciało najwięcej krwi- Jak Twoje pięści Stefan?
Jakby wzrok mógł zabijać, Michael leżał by już trupem na podłodze. Spojrzałem na moje zakrwawione pięści, nie byłem pewien czy to moja krew, czy może Michiego. Należało mu się w stu procentach.
-Byłeś u niej?- przytaknąłem głową- Jak.. jak ona się czuje?
-Zero zmian. Zero oznak, że słyszy cokolwiek. Maksymalnie 50% szans na wybudzenie- ich wzroki mówiły wszystko- Wiem, że za nią tęsknicie, ja też tęsknię, ale teraz już nic nie możemy zrobić.
-Pojadę do niej- spojrzałem na blondyna, który powoli dochodził do siebie po moim ataku- Jestem jej to winny
-Zgadza się. Poza tym nie zapominaj, że to Twoje dziecko. I ono nadal żyje.
-Gregor przecież...
-Idioto! To Twoje dziecko, nie ma innej opcji. I zamknij się, bo poprawię robotę Stefana.
-Wybaczcie panowie- no tak nikt nie zwrócił uwagi na trenera- Ja również za nią tęsknię, również mam ochotę skopać Ci dupę Michi.. Ale czy możemy zająć się podsumowaniem? Jeśli nie zaczniemy to przysięgam, że się rozpłaczę...

***

Stałem przed wielkim budynkiem, wcale nie przypominającym szpitala. Co chwilę wychodzili z niego ludzie, szczęśliwi lub nie. Wszedłem do środka szukając oddziału na którym leży Emma.. Oddział taki, śmaki i pięć tysięcy innych.
Drzwi do jej sali były zamknięte. Przed naciśnięciem klamki poczułem lekki niepokój nie wiem czy spowodowany tym, że mogę zobaczyć tam Kamila czy widokiem mojej ukochanej podpiętej do tysiąca rurek.
"Chociaż raz bądź facetem!"- delikatnie nadusiłem klamkę. Pokój na szczęście był pusty. Jedynym meblem było łóżko podłączone do miliona maszyn. Na łóżku leżała Emma, te wszystkie rurki i kabelki odchodzące od jej ciała.. Sam nie wiem jak to określić..
Delikatnie odsunąłem krzesło, żeby usiąść koło niej, chociaż chwilę z nią pobyć. Jej dłoń była tak zimna, że początkowo nawet moje ciało przeszły dreszcze.
-Em proszę Cię wróć. Wiem pewnie, każdy kto tu przychodzi prosi Cię o to samo, ale... Ale moja prośba jest wyjątkowa. Naszym ostatnim wspólnym wspomnieniem nie może być to, które mamy. To nie miało tak wyglądać. Mieliśmy być szczęśliwą, kochającą się rodziną. Em ja nie wiem, co wtedy we mnie wstąpiło, przecież wiesz.. Wiesz, że Ty i maleństwo jesteście dla mnie najważniejsi.
-Przepraszam co Pan tu robi? I kim pan jest?- za moim plecami stał ordynator
-Jestem.. narzeczonym Emmy i ojcem dziecka. Mogę dowiedzieć się co z nią?
-Nigdy tutaj pana nie widziałem. Ale dobrze zapraszam do mojego gabinetu- wskazał dłonią otwarte drzwi
-Panie doktorze, proszę mi powiedzieć całą prawdę- usiadł na fotelu naprzeciwko mnie
-Dobrze. Szanse na wybudzenie wynoszą maksymalnie 50%, ale jeśli stan pani Stoch się nie poprawi.. To ma ona podpisaną zgodę na odłączenie od maszyn.
-Nie, nie... A co z dzieckiem?
-Mamy odłączyć ją, po tym jak dziecko będzie już zdolne do życia poza organizmem pani Emmy. A dokładniej panie Hayboeck kiedy dzieci będą zdolne.
-Przepraszam, chyba nie rozumiem- moja mina mogła wyglądać naprawdę komicznie
-Pani Emma jest w ciąży bliźniaczej, to chłopiec i dziewczynka. Widzę, że nie spodziewał się pan tego.
-Zdecydowanie nie. Chyba muszę się przewietrzyć.
-Panie Hayboeck, proponowałbym się z nią pożegnać. Jej stan jest naprawdę ciężki, i to 50% jest lekko na wyrost w przypadku pana narzeczonej. Przykro mi, że nie możemy nic już zrobić.
-Mi również- powiedziałem to już tak cicho, że ledwo sam siebie usłyszałem.
Zimne górskie powietrze uderzało o moje policzki, dając mi jasno do zrozumienia, że to nie właśnie w tym miejscu powinienem siedzieć.
"Wszystko spieprzyłeś! Ty idioto! Mogłeś mieć całą trójkę, a teraz nie masz już nikogo. Nawet jak się obudzi to będzie Cię nienawidzić.. Gratuluję Michi!"


***

-"Parametry nie zmienione, ciągle stan śpiączki. Jeśli chodzi o dzieci, wszystko z nimi dobrze. Zarówno chłopiec, jak i dziewczynka prawidłowo się rozwijają."
-Chłopiec? Dziewczynka? Jak to? Czemu nie mogę nic odpowiedzieć? Pozwólcie mi w końcu coś powiedzieć! 
-"Jeśli stan się nie poprawi mamy podpisaną zgodę na odłączenie od maszyn. Wszyscy o tym pamiętają prawda?"
-Słyszę Was, naprawdę Was słyszę. Pierwszy raz od wypadku kogoś słyszę. 
-"Wrócimy tutaj jutro, na obchód. Proszę ją ciągle monitorować" 
-Czy ktoś do cholery może mi powiedzieć co się dzieje?!
Ból jaki czuję w tym momencie jest raczej nie do opisania. Każdy nerw w moim ciele, każda kość, każdy mięsień dają  mi o sobie znać. Przyzwyczaiłam się do niego, bo pojawił się już jakiś czas temu. Właściwie zaczynam się cieszyć, że coś czuję...

____________________________________________________________________
Hej Kochane! ;*
Korzystając z nudnego polskiego dodaję wam szybciutko rozdział :) 
Nie wiem czy Wam się spodoba, ale mi się naprawdę podoba ;o Był to ten rozdział, który naprawdę fajnie mi się pisało :) 
Ale teraz czekam na Wasze opnie :3
PS. 1 Mam prośbę, chciałabym żebyście zagłosowały w ankiecie u góry xd Jej wyniki pomogą mi w rozwiązaniu pewnego problemu :) Z góry dziękuję ;* 
Buziaki, 
Ala ;*


środa, 6 maja 2015

ROZDZIAŁ XIV

-Co Ty tu robisz?
-Przyszłam do mojej przyjaciółki- starałam się nie zaśmiać
-Chyba pomyliłaś pokoje. Może nawet hotele.
-Zniszczyłaś moje życie, zabrałaś wszystko na czym mi naprawdę zależało!- wstała i zaczęła do mnie podchodzić- Nienawidzę Cię!
-Claudia, wyjdź stąd!
-Żartujesz?! Masz wszystko! Masz jego i do tego jeszcze nosić jego dziecko! Nie zasługujesz na to. Jeszcze mnie popamiętasz suko!
-Nie wątpię. A teraz wynocha!- ostatni raz na mnie spojrzała i wyszła trzaskając drzwiami.
Wiedziałam, że na tym nie poprzestanie. Będzie próbowała zniszczyć najpierw moje życie, a potem życie mojego malucha. A na to na pewno jej nie pozwolę.
Innsbruck okazała się dla nas naprawdę dobrym miejscem. Dwa pierwsze miejsca podium zajęli nasi chłopcy, konkretnie Stefan i Michael. Czekała nas ostatni konkurs w Bischofshofen. Przy dobrych wiatrach mamy szansę na wygraną Stefana w całym turnieju, i na podium Michiego.
W autobusie nie dane było mi już siedzieć koło trenera. Jedynym wolnym miejscem było to pomiędzy Stefanem, a Didlem. Czekała mnie naprawdę długa i męcząca podróż.
-Przyszedł nasz aniołeczek. Jak się czujesz?
-Na Twoje nieszczęście Didluś, dobrze.
-Jak zawsze pyskata- wytknął mi język
-Dla Ciebie mój kochany zawsze- wysłałam mu buziaka
-To co może jakieś sucharki?
-O nie tego na pewno nie wytrzymam- włożyłam słuchawki w uszy i nawet nie wiem kiedy odpłynęłam
-Em jesteśmy na miejscu
-Yhym- poczułam jak mnie mocno chwyta i niesie w stronę hotelu
-Kocham Cię, ale zaczynasz być naprawdę ciężka- powiedział to tak cicho, że chyba liczył, że nie usłyszę
-Słyszę Cię Hayboeck. Możesz mnie puścić
-Nie puszczę- pocałował mnie w czubek głowy- Nigdy.
-Kiedyś będziesz musiał bo kręgosłup Ci odpadnie- zaśmiał się cicho
Kiedy w końcu znalazłam się w moim pokoju, mogłam mieć chwilę świętego spokoju usłyszałam pukanie do moich drzwi
-Nikogo nie ma! Nie obchodzi mnie nic!
-A paczka prosto z Monachium?- otworzyłam drzwi
-Thomas!- rzuciłam się chłopakowi w ramiona- Jak dobrze, że to Ty.
Kątem oka zobaczyłam spojrzenie blondyna. Pełne żalu i uczucia, że to nie w jego objęcia tak wpadam...
-Co Ty tutaj robisz? Opowiadaj jak tam w Bayernie!
-Nie chciałaś przyjechać do nas, to w końcu ja musiałem pojawić się gdzieś, gdzie Ty jesteś
-Słuszna uwaga. Nawet nie wiesz jak się cieszę!
-Ale tak szczerze, to mogłabyś w końcu do nas przyjechać. Chłopacy mają trochę Ci za złe, że nie masz dla nich czasu. Tęsknią za Tobą. To niesprawiedliwe, że tylko Lewy wie co się u Ciebie dzieje.
-Tak konkretnie to Ania to wie, a nie Robert- puściłam mu oczko
-Cicho. To i tak on najbardziej jest poinformowany.
-Dobra, dobra. Opowiadaj co u Was.
Nasza rozmowa trwała do prawie czwartej nad ranem. Zupełnie nie obchodziło mnie to, że za jakieś cztery godziny muszę wyglądać pięknie. Liczył się dla mnie mój przyjaciel,
W przeciągu tych kilku godzin zdążyłam dowiedzieć się, że Thomas znalazł sobie dziewczynę. Mówi, że jak tak dalej pójdzie to niedługo jej się oświadczy. Jak słuchałam o jego idealnym życiu, to muszę przyznać że ulżyło mi, bo teraz możemy zostać po prostu przyjaciółmi. Bez żadnych podtekstów.
O 08:00 zadzwonił mój budzik, który na szczęście nie obudził Niemca. Szybko wślizgnęłam się do łazienki. Czułam jak ciepłe strumienie spływają po moim nagim ciele. Na razie tak idealnym. Odkąd pamiętam, każdy zazdrościł mi figury. A teraz? Za jakieś trzy, cztery miesiące nie będzie już czego zazdrościć. Jeszcze kilka dni temu przejęłabym się tym, teraz chodziło mi już tylko o to, żeby urodziło się całe zdrowe. I żeby było jak najdłużej ze mną.
Po wyjściu z łazienki zobaczyła zaspanego Thomasa, próbującego pojawić się w świecie żywych. Wyglądał naprawdę śmiesznie, aż tak że po cichu zaczęłam się chichotać.
-Z czego się śmiejesz?
-Z Ciebie. Wyglądasz jak zombie- oboje wybuchliśmy głośnym śmiechem, w tym momencie usłyszałam pukanie do drzwi.
-Za pół godziny wyjeżdżamy.- powiedział to takim tonem, jakby chciał mnie zabić.
Nie było w nim żadnej emocji. Chociaż nie, była jedna- cholerna zazdrość. Był tak zazdrosny, że przysłaniało mu to cały świat. Nie wyglądał tak samo jak mój Michi. Był zupełnie inny, taki oschły.
-Jest zły?
-Nie. po prostu jest głupi- nie oszukuj się, jest zły.
Warunki na skoczni były wręcz idealne do skakania. Pierwszy raz widziałam jak chłopacy mają taką satysfakcję ze skakania. Zwłaszcza, że na widowni były prawie same czerwono-biało-czerwone flagi.
Stałam jak zawsze w miejscu dla dziennikarzy, z tym wyjątkiem że po raz pierwszy stałam tam z kimś. Thomas zawsze chciał obejrzeć skoki na żywo, więc załatwiłam mu wejściówkę. A poza tym mogłam zobaczyć, jak zachowuje się Stefan w pobliżu osoby którą podziwia. Uwierzcie niezapomniany widok.
Po pierwszej serii prowadził Michi z nowym rekordem skoczni. Myślałam, że będzie prawie skakał z radości, ale nie.. On nawet nie uśmiechnął się po prawie idealnym skoku. Spojrzał tylko w moim kierunku i posłał mi mordercze spojrzenie. Jedno jest pewne, nasze relacje znowu nie będą dobre.
Przy takim stanie po pierwszej serii, wygrana Stefana w turnieju jest pewna. Jasne staje się też drugie miejsce Michiego.
Okrzyki radości, płacz kibiców i pierwsze zwycięstwo Michiego. Wielka feta na cały kompleks, najpierw dekoracja ostatniego konkursu, Z moim wymarzonym podium: Michim jako zwycięzcą, Stefanem na drugim miejscu i Severinem na trzecim. Szybka zmiana dekoracji i wręczanie nagród za cały turniej.
Po wszystkim udaliśmy się do hotelu, żeby odłożyć cały sprzęt, nagrody i żeby szybko przebrać się w jakieś imprezowe cichy. Czekała nas całonocna impreza na cześć naszej całej drużyny, bo trzeba im przyznać że naprawdę wszyscy spisali się na medal.
Największy klub w Bischofshofen wynajęty był w połowie tylko dla naszej kadry. Mimo wszystko chcieliśmy dzisiaj pobawić się bez towarzystwa naszych fanów, zależało nam chociaż trochę na prywatności.
Nie trwało to nawet pół godziny kiedy cały parkiet zapełnił się tańczącymi skoczkami, z ich partnerkami życiowymi.
-Zatańczysz ze mną?- usłyszałam za sobą głos Stefana
-Z mistrzem zawsze.
-Jak się czujesz? Nie wyglądasz za dobrze.
-Zawsze wiesz jak pocieszyć kobietę. Michi się chyba na mnie obraził.
-Haha nie debil jest po prostu zazdrosny. Przejdzie mu nie przejmuj się- puścił mi oczko i zaczął obracać mną w tańcu
Nawet nie zorientowałam się kiedy był już środek nocy. Impreza trwała w najlepsze, połowa ze skoczków była już zalana w trupa, a druga połowa ciągle tańczyła. Nawet Thomas się zaaklimatyzował i imprezował z moimi kolegami, nie odstępował ich na krok. Nie przepuścił, żadnej kolejki.
Siedziałam przy barze, czułam jak moje nogi odmawiają. Mówią mi nie. Koniec tańczenia, Emma. Zamówiłam już nie wiem który z kolei sok, kiedy kątem oka zobaczyłam siadającego koło mnie blondyna.
-To jego dziecko?- o mało co nie wyplułam soku na blat baru
-Michi co Ty pieprzysz?
-Em widzę jak on na Ciebie patrzy, i jak Ty na niego. Czujesz się przy nim tak dobrze jak przy nikim innym. Powiedz mi proszę, że to jego dziecko. Nie oszukuj mnie dłużej.
-Jesteś debilem. Myślisz, że naciągam Cię na dziecko?!
-Em puściłaś się z nim- moje oczy zaczynały napełniać się łzami- A ostrzegali mnie. Ostrzegali, że takie jak Ty lecą tylko na moją sławę i na moje pieniądze. Byłem zakochany i nie chciałem w to wierzyć. A Ty okazałaś się po prostu zwykłą szmatą- nie wytrzymałam, w tym momencie moja dłoń zostawiła czerwony ślad na policzku blondyna.
-Nigdy nie waż się tak do mnie mówić!
Wybiegłam z lokalu, nie zwracając uwagi na krzyki moich przyjaciół. W tym momencie było mi wszystko jedno. Powiedział o jedno zdanie za dużo.
-Emmaaa! Nie!- obróciłam się i w tym momencie zobaczyłam pędzący w moim kierunku samochód.

_____________________________________________________________________
Hej Kochane! ;*
Przepraszam, że tak długo to trwało, ale były pewnie problemy "techniczne" :D
I teraz proszę nie zabijcie mnie za ten rozdział, ale musiałam coś namieszać :)
PS. Wiem, że już trochę późno ale mimo wszystko życzę powodzenia wszystkim maturzystom na ostatnich egzaminach :*
Buziaki, 
Ala :*