niedziela, 24 maja 2015

ROZDZIAŁ XVI

-Saturacja spada. Brak funkcji życiowych. Tracimy ją! Defiblyrator!
-Załadowany.
-Odsunąć się! Zero reakcji, jeszcze raz!
-Panie doktorze minęło już pół godziny. Ona..- nie! nie możecie pozwolić jej umrzeć!
-Wiem.. Czas zgonu 17:53.
Patrzenie na śmierć ukochanej osoby to najgorsze uczucie jakie może Cię spotkać. Śmierć trzech osób na raz jest pewnego rodzaju Twoją śmiercią. Boli Cię fakt, że nigdy ich nie zobaczysz. Już nigdy nie usłyszysz ich głosów, nie będzie Ci dane potrzymać swoich dzieci..
Tracisz chęć do życia, nic dla Ciebie nie ma już sensu. Masz ogromną ochotę, znaleźć się w tym miejscu gdzie jest Twoja miłość.
Cienka szyba. Tylko ona oddziela mnie o całej sytuacji. Widzę, jak odłączają Ją od wszystkich maszyn, a ciało zamierzają przykryć białym prześcieradłem. Tak właśnie wygląda nasz koniec?! Jeśli tak, to naprawdę jest słaby. Koło mojego boku pojawia się mężczyzna w średnim wieku, z okularami na nosie.
-Przykro mi.. Panie Michaelu zrobiliśmy wszystko co było w naszej mocy, pani Emma po prostu była już za słaba. Oczywiście jeśli Pan chce się pożegnać z narzeczoną damy panu trochę czasu.
-Dziękuję- wchodzę przez otwarte drzwi do sali, w której nie słychać już nic. Przeszywająca cisza, powoli mnie zabija. Nikt poza mną już nie oddycha.
-Jak mogłaś?- łzy płyną po moich policzkach, spadając na zimną rękę mojej ukochanej- Teraz już nic nie ma sensu. Bez Was już nigdy nic nie będzie takie samo.
Odsłaniam białe prześcieradło i po raz ostatni całuję Ją w czoło. Przy tym geście zawsze się uśmiechała i powtarzała, że teraz już jest bezpieczna.
-Masz rację. Teraz już zawsze będziecie bezpieczni.
Czuję jak ktoś chwyta moje ramię, by za chwilę zacząć mną potrząsać.
-Michi! Michi kurwa!- otwieram oczy i widzę nad sobą twarz mojego przyjaciela- Jezu już myślałem, że nie żyjesz.
-W pewnym sensie tak było.
-Śpisz ciągle, że tak bredzisz?!- patrzy na mnie i wychodzi z pokoju.
-Proszę tylko, żeby takie koszmary się nie spełniały- mówię już sam do siebie..

***

Zmuszam moje powieki do jakiegokolwiek ruchu. Do otwarcia się chociaż na jeden milimetr. Przecież to kiedyś nie było takie trudne!
-Dobrze przyjdę do niej później. Jakby coś się zmieniło proszę mnie poinformować, dobrze?
-Oczywiście, panie Michaelu.
Złość chyba działa na mnie mobilizująco, nie mija chwila a widzę światło. Mocne i drażniące moje bardzo zmęczone oczy. Biały sufit, białe ściany sugerują że raczej nie jestem w swoim domu.. Rurka w moim gardle nie pozwala na wydobycie jakiegokolwiek dźwięku. Ból jaki odczuwałam, nie pozwalałam mi się ruszyć.. Jedyne co do mnie dochodziło, to strasznie głośne pikanie maszyn obok mojego łóżka.
-Proszę nic nie mówić. Zaraz sprowadzę lekarza- ciekawe jakbym miała coś powiedzieć z tą rurką. myśl kobieto- Panie doktorze, obudziła się!- dyskrecja to podstawa
-Pani Emmo, nazywam się dr. Jaśniewski. Wyciągniemy pani teraz rurkę, ostrzegam może to być nieprzyjemne doznanie.
Miał rację wyciąganie tego cholerstwa nie należało do najprzyjemniejszych czynności w moim życiu. Ale bez niej jakoś lepiej się żyło. Po wstępnych badaniach, usiadł na krzesełku koło mojego łóżka. 
-Domyślam się, że ma pani jakieś pytania. Proszę pytać.
-Ile czasu byłam w śpiączce?- uważnie śledziłam reakcję jego twarzy
-Trochę ponad cztery miesiące.
-Zakładam, ze dużo się zmieniło.Byłam w ciąży! Co z moim dzieckiem?- chciałam położyć rękę na brzuchu, ale ból był zbyt silny.
-Wszystko w porządku, a nawet lepiej- uśmiechnął się- Jest pani w ciąży bliźniaczej. Ale jeśli chodzi o pani stan zdrowia to niestety czeka panią długa i męcząca rehabilitacja. Obrażenia po wypadku i fakt, że spędziła pani ponad cztery miesiące w śpiączce nie działają na korzyść. Do porodu oczywiście musimy zatrzymać panią w szpitalu.
-Przecież powiedział pan, że z dziećmi wszystko w porządku.
-Tak jest, ale tutaj chodzi o Wasze bezpieczeństwo. W szpitalu będziemy mieli panią pod stałą opieką. Jest pani zdecydowanie za słaba, żeby donosić ciążę do końca. Chyba pani rozumie?
-Chyba tak. Mam prośbę, chwilowo nie chciałabym informować nikogo o moim wybudzeniu dobrze? 
-To pani wybór, ale jest pani pewna? 
-Tak. I jeszcze jedno, jak długo ten cholerny ból będzie się utrzymywał?
-Niestety z racji ciąży, nie mogliśmy interweniować mocnymi środkami przeciwbólowymi- kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam- Dobrze, widzę że jest Pani zmęczona wpadnę za jakiś czas.
Zmęczenie dało górę, momentalnie zamknęłam oczy i zasnęłam. Liczyłam na to, ze jak się obudzę w mojej sali nadal będę tylko ja i wszystkie maszyny. W końcu moją prośbą było nieinformowanie nikogo o moim stanie. 
Otworzyłam oczy, ból był znacznie mniejszy ale nadal odczuwalny. Powoli podniosłam się na rękach, i oparłam głowę na poduszce. Dopiero po chwili zauważyłam siedzącego koło mnie blondyna. Doskonale znałam te nogi, następnie klatkę a w końcu twarz. Tak doskonale mi znana, i tak bardzo znienawidzona przeze mnie. 
-Em wróciłaś do nas- wyglądał okropnie. Jego kości policzkowe były mocno widoczne, zapadnięte policzki, podkrążone oczy świadczyły że nie wiele ostatnio spał. Kości obojczykowe wystawały jak nigdy, barki też były wyraźnie zaznaczone kośćmi. Schudł niemiłosiernie.. Jak on skakał z taką niską wagą, jak on.. Stop Stoch! Nienawidzisz go!
-Co Ty tutaj robisz?! Nie jesteś raczej osobą, którą chciałam tutaj zobaczyć. Właściwie, to nigdy już nie chcę Cię widzieć.
-Emma, wysłuchaj mnie. Proszę. 
-Przecież nigdzie nie ucieknę. Ale masz pięć minut, po tym czasie proszę Cię opuść salę, dobrze?
-Tamten wieczór będę pamiętał do końca życia. Emma jak zobaczyłem Thomasa, w naszym hotelu wiedziałem, że pojawił się w nim dla Ciebie. Boże.. nawet sam powiedziałem mu gdzie masz pokój. Byłem pewny, że nic oprócz przyjaźni Was nie łączy- już miałam coś powiedzieć- Proszę nie przerywaj mi. Dopiero w momencie, kiedy zobaczyłem Twoją reakcję na jego widok zrozumiałem, że to on jest w Twoim życiu najważniejszy. Nigdy nie widziałem Cię takiej,, nie wiem spokojnej? Przez ten czas kiedy był z nami, ciągle się uśmiechałaś nigdy nie byłaś smutna. przy mnie to Ci się nie udawało. Nie wytrzymałem w momencie, kiedy Thomas zabrał mi nie tylko Ciebie ale również moich przyjaciół. Zacząłem pić, i przestałem już na wszystko patrzeć. To co wtedy powiedziałem.. Ja nie miałem tego na myśli, przecież wiem że to są nasze dzieci. Emma tego jestem pewny jak niczego innego na świecie. Potem Twój wypadek.. Em przepraszam.
-Skończyłeś?- przytaknął głową- Teraz ja. Po pierwsze Thomasa i mnie poza przyjaźnią nie łączy nic! Nic! Zapamiętaj to sobie. Czuję się przy nim tak swobodnie i zawsze dobrze, bo on nie daje mi powodów do smutku i płaczu, w przeciwieństwie do Ciebie Michi. I ja wiem, że wtedy byłeś pijany ale powiem Ci, że nigdy nie brzmiałeś tak poważnie. Poza tym ludzie po alkoholu robią się szczery. Ale to nie jest najważniejsze. Nie chciałabym mieć z Tobą już nic wspólnego, ale niestety tak się nie da, w końcu mamy dzieci, więc to tylko one będą nas łączyć. Nasze rozmowy będą dotyczyły tylko dzieci.
-Emma tak nie może być. Nie tak miało wyglądać nasze życie.
-Zgadza się nie tak. Ale ja już nie potrafię Ci wybaczyć.. Wybaczyłam Ci Claudię, ale to to już było za wiele. Dobrze, wiesz że Cię kocham ale.. Ale nie potrafię być z kimś takim.
-Ja też Cię kocham- zbliżył się do mojego łóżka i złożył pocałunek na moim czole.
W tym momencie poczułam straszne skurcze, i towarzyszący temu ogromy ból.
-To za wcześnie.. Jeszcze nie teraz..

______________________________________________________________
Hej Kochane! ;*
Zło o nazwie szkoła, strasznie w tym tygodniu mnie pochłonęło. Dlatego ten rozdział pojawia się dopiero dzisiaj :) Mam nadzieję, że mi to wybaczycie? :)
Co do treści nie wypowiem się.. Za wszystkie błędy przepraszam :)
PS. Postaram się jak najszybciej nadrobić zaległości na Waszych blogach :)
Buziaki,
Ala ;*

9 komentarzy:

  1. Melduję się ♥
    Wybaczymy, wybaczymy :D Ale czy ty chcesz kochana, żebym naprawdę zeszła na zawał? Początek po prostu... Aż mnie ciarki przeszły. Szpital. Najgorsze miejsce świata. Do Michaela dotarło, do czego się przyczynił, ale już chyba za późno na rzewne przeprosiny. I wcale się nie dziwię, że Emma tak zareagowała na jego widok. Ale z drugiej strony, może powinna to wszystko na spokojnie przemyśleć i dać Michiemu jeszcze jedną szansę? Chociaż tych szans to już było chyba za wiele... Ale teraz niedługo na świat przyjdą ich dzieci, to trochę zmienia postać rzeczy...
    Szkoła to po prostu największe zło świata, coś o tym wiem, bo u mnie też daleko od sielanki :)
    Weny i buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  2. FOCH! TO NIE BYŁO ZABAWNE!
    Micheal to niech się wypcha. Serio. Niech spada. Jego to stać nawet na zrobienie testów. Emma ma rację, po pijaku mówi się prawdę. Świnią był, świnią jest i pewnie pozostanie - mężczyźni! Ja nie dałabym drugiej szansy. Przepraszam, trzeciej... Ekhm.
    Dziećmy niech się zajmuje, bo to jego OBOWIĄZEK.

    Szkoła to faktycznie dziadostwo, ale niedługo wakacja ( JA JUŻ MAM, AHAHAHAHAHAHAHAHAHA).

    Buźka, Zuziek

    Ps. U mnie 18 rozdział! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Rany Julek, jakie te kobiety są uparte... z jednej strony ją podziwiam, że ma jeszcze w sobie tyle siły żeby bronić się przed uczuciem, a z drugiej sobie myślę, że jest głupia. Jeżeli ona sobie wyobraża, że da sobie radę sama z bliźniakami, to jest w ogromnym błędzie.
    Pisałam już wcześniej, że w tym wszystkim jest również jej wina. Bo jest i tego się nie da ominąć. Zakochanemu mężczyźnie naprawdę ciężko przyjąć do wiadomości, że istnieje "ten tam jakiś drugi", przy którym jego ukochana czuje się swobodnie i dobrze. Myślenie że taki układ przejdzie idealnie bez żadnych komplikacji jest głupotą i naiwnością, żeby nie ująć tego dosadniej...
    Michael wie, że popełnił błąd i żałuje tego. Wiem, że przekroczył już swój limit szans i ona wybaczyła mu naprawdę wiele, ale... nie można przydzielać drugiemu człowiekowi określonej liczby szans. Jesteśmy tylko śmiertelnymi ludźmi i popełniamy błędy. On swoje popełnił, zrozumiał i weźmie nauczkę.
    A ona może popełnić jeszcze większy - zabierze dzieciom ojca. Jestem przeciwna związkom "tylko dla dzieci", ale ona przecież ewidentnie przyznała się, że go kocha. Więc niech odetchnie ze trzy razy i przemyśli to wszystko na spokojnie. No.
    I niech jeszcze nie rodzi, bo znowu się coś pokomplikuje. I zejdę na zawał zaraz obok Michiego.
    Pozdrawiam, Lilka ;)
    p.s. Przepraszam za moje filozofie, ale ja tak lubię.. i to jakoś samo wychodzi. Buziak :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej ;)
    Przestraszyłaś mnie na początku tego rozdziału, nie ładnie ! :(
    Jedno szczęście to był tylko sen, tylko sen..
    Michi niech lepiej juz nigdy nie pije, bo głupoty wygaduję !!
    Czekam na kolejny :)
    P.S. Przepraszam za krótki komentarz ale za dużo nauki..
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezu, czy ty chcesz, żebym ja zeszła na zawał tonąc we łzach rozpaczy?! To nie było śmieszne... Choociaż takie akcje czasem się przydają, żeby czasem właśnie zaskoczyć czytelnika... Co nie zmienia faktu, że mnie przeraziłaś. Przeczytałam to i nie mogłam w to uwierzyć. Chwalmy pana, że to tylko sen...
    Tak jak Lilka, uważam, że Emma jest głupia. Bo jest... Nie powinna udawać superwoman, która zdoła pogodzić wychowywanie bliźniąt z pracą (bo chyba jakoś musi zarobić na utrzymanie dzieci, a alimenty od Michiego mogłyby nie wystarczyć, czy coś). Może jeszcze chciałaby znaleźć czas na jakieś spotkania z przyjaciółkami? O nie, ona nawet nie będzie miała czasu poćwiczyć, czy mieć chwili dla siebie. Niektóre kobiety opiekując się jednym maleństwem nie mają czasu dla siebie, a co dopiero dwójką...
    Michael żałuje tego co zrobił, to widać. Widać też, że mu zależy na odzyskaniu Emmy. On chce być dobrym ojcem, tylko teraz Emma z powodu swojej urażonej dumy (jak mniemam) chce mu w tym przeszkodzić. A nie powinna. Dzieci nie powinny wychowywać się bez ojca. Oboje się kochają i powinni razem wychować bliźnięta. Wtedy będą szczęśliwą rodziną...
    Czekam na kolejny!
    Buziaki x
    PS Mam nadzieję, że bliźniaki urodzą się zdrowe, pomimo, że są wcześniakami (jak się domyślam) :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Co to kurde ma być? Ja tu na zawał umieram! Em i Michi, kurde szkoda gadać, ale to wina Hayböcka.... Dzieci!! Ahhh! Aż dwójka! :) świetnie to wymyśliłaś, nie powiem ;** ciekawie fakt, że nie chciała żeby wiedział... Pamiętała te złe rzeczy, to się zawsze pamięta.. No nic kochana, ja lubię pisać komy, ale krótkie:D także wyszedł Ci po prostu WOOOOW! ❤ do następnego, Buźkiii ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. cudnie :) zapowiada się coraz ciekawiej, zapraszam do mnie http://skok-po-milosc345.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Sorki, że dopiero teraz ale mam chwilę wolnego czasu, więc nadganiam na niektórych blogach :D
    Em i Michi będą mieli dwójkę małych Hayboecków ;)
    Mam tylko jedno ale! Dlaczego zakończyłaś w takim momencie dziewczyno?! Tak się nie robi :)
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  9. Wybacz opóźnienie, szkoła szkoła i jeszcze raz szkoła,ale Ty bardzo dobrze mnie rozumiesz, prawda? :)
    Początek zapowiadał się makabrycznie. Myślałam, że to wszystko dzieje się na jawie. To było tak realistyczne i straszne, że do teraz, jak sobie o tym pomyślę, wstrząsają mną dreszcze.
    Cieszę się, że Emmie nie stało się nic poważniejszego. Nie straciła dzieci. Wbrew pozorom miała szczęście w nieszczęściu. Rozumiem, że może mieć głęboki żal do Michaela. On w pełni na to zasługuje. Popełnił ten cholerny, niewyobrażalny i ośmielę się dodać, niewybaczalny błąd. Mam nadzieję, że jednak Michi weźmie się w garść i zawalczy. :)
    Czekam na kolejne! ❤
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń