wtorek, 28 lipca 2015

ROZDZIAŁ XIX

Weszłam do pustego mieszkania. Oprócz ścian, okien i drzwi nic się tutaj nie znajdowało. Ogromna przestrzeń, a na środku ja z dwoma nosidełkami. Co tak właściwie zrobiłam? Uciekłam. Znowu od niego uciekłam..
Ja po prostu nie nadaję się do życia w związku. Co z tego, że Go kocham, skoro nie potrafię z nim przebywać. Zaczynam się bać kiedy idzie do mnie z zaciśniętymi pięściami, boję się kiedy nie reaguje nawet na mój krzyk. To właśnie przemawia za tym, że nie zostawię z nim moich dzieci. Nigdy więcej Michi!
Po przebywaniu chwilę w pustym pomieszczeniu zdałam sobie sprawę, że nie jest to idealne miejsce dla małych dzieci. Wyjęłam telefon z torebki i wykręciłam tak dobrze znany mi numer.
-Halo?- usłyszałam zaspany męski głos- Emma, wiesz która jest godzina?
-Wiem. W pół do pierwszej w nocy.
-O co chodzi Em?
-Możemy do Ciebie przyjechać? W sensie ja i dzieciaki.
-O której mam czekać na lotnisku?
-Dam Ci znać, o której mamy samolot. Dzięki.
-Wiesz, że nie ma za co. Do zobaczenia Em.
Miałam tylko nadzieję, że miejsce gdzie jadę nie będzie pierwszym kierunkiem Michaela, podczas moich poszukiwań. Byłam bardziej niż pewna, że nie będzie się kontaktował tylko przez adwokata. W końcu w ciągu tych kilku godzin zdążył już zadzwonić prawie czterdzieści razy..
Lotnisko tętniło życiem, jakby był środek dnia. Nikogo nie obchodziło, że jest już około drugiej w nocy. Wszyscy zgodnie czekali na swoje samoloty, najczęściej zabierające ich na tak długo wyczekiwane wakacje.
-Bilet do Monachium poproszę- kobieta w okienku nie ukrywała swojego zdziwienia, w końcu nie często spotyka się matkę lecącą samolotem z dwójką, miesięcznych niemowląt- Coś się stało, że tak mi się Pani przygląda?
-Nie, przepraszam.- spuściła wzrok- To Pani bilet. Miłego lotu.
-Dziękuję.

***

Moja agonia po wieczornym piciu trwała całą noc. Nie zmrużyłem oka, do czwartej próbowałem do niej dzwonić. Ani razu nie odebrała, później w końcu wyłączyła telefon. Wtedy po raz kolejny sięgnąłem po kieliszek. 
Dźwięk mojego telefonu, roznosił się po całym domu, drażniąc przy tym moją głowę. Ciało odmawiało mi posłuszeństwa, a głowa eksplodowała. Kiedy przez kolejne parę minut dźwięk nie ustępował, w końcu zwlokłem się z kanapy w poszukiwaniu telefonu.
-Halo?
-Piłeś?- no tak kontrola musi być- Znowu piłeś?!
-Stefciu, a Ty to się zamieniasz w moją matkę? Dodam, że jestem już dorosły
-Rób co chcesz, ale pamiętaj że masz małe dzieci do wychowania,
-Mam, albo nie mam. Emma się wyprowadziła. Rozmawiać chce tylko przez adwokatów
-Co Ty idioto znowu zrobiłeś?! Postaw się na miejscu tej biednej dziewczyny! Robisz wszystko żeby Cię znienawidziła
-Skończyłeś już?- usłyszałem tylko głośne westchnięcie
-Rób co chcesz, to w końcu Twoje życie. Pamiętaj, że za dwa dni lecimy na obóz przygotowawczy. Ogarnij się do tego czasu. Nie chcesz, żeby Kuttin zobaczył Cię w takim stanie.
-Ok. Na razie Stefan- nie czekając na odpowiedź, rozłączyłem się
Zapomniałem o tym cholernym obozie. moje poszukiwania Emmy i dzieciaków będę musiał przełożyć o cały tydzień. Do Turcji muszę pojechać, jeśli chcę zatrzymać swoje miejsce w kadrze. A tego mi jeszcze brakuje, żeby wywalili mnie z drużyny. 
-"Michi skup się do cholery! Odzyskaj Emmę, dzieciaki i najwyższą formę!"

***

Dzieciaki smacznie spały, więc mogłam zejść wyjaśnić wszystko Thomasowi. Był moim przyjacielem, ale pomimo tego nie ukrywał swojego zdziwienia jak odbierał nas z lotniska. 
-Zasnęły?- przytaknęłam głową- To może teraz w końcu wyjaśnisz mi o co chodzi?
-Chodzi o Michaela. Ja po prostu nie.. - moja opowieść trwała dobre pół godziny zanim doszłam do końca- Zabrałam dzieci i odeszłam. 
-Byłem pewny, że między Wami już wszystko dobrze. Mieliście wspólnie zamieszkać, razem mieliście wychować maluchy.
-Nie będę mieszkać z kimś kogo...- w tym momencie głos mi się załamał
-Kogo się boisz. To chciałaś powiedzieć?- nawet na niego niego patrzę, ale czuję że zmniejsza odległość między nami, chwilę później czuje jak delikatnie mnie obejmuje- Nie pozwolę Ci do niego wrócić. Nie możesz być z mężczyzna, którego nie jesteś pewna
-Thomas, ja to wszystko wiem, ale z drugiej strony ja sobie nie poradzę sama z dziećmi. Nadal wymagam rehabilitacji, a opieka nad dwójką takich łobuzów wymaga dużo siły.
-Pomogę Ci, Mam ogromny dom, w którym mieszkam zupełnie sam. Zamieszkajcie ze mną- patrzyłam na niego nie dowierzając w to co mówi- Przynajmniej oboje będziemy mieli towarzystwo.
-Już raz zamieszkałam z mężczyzna. tez podobno nie było to nic zobowiązującego.
-Em nie porównuj mnie do Michaela, proszę, Możecie z maluchami zająć nawet jedno całe skrzydło domu. Jeśli nie będziesz chciała tam kogoś obecności to załatwię Ci całkowity spokój. 
-Nie wiem. Może powinnam wrócić do polski. W końcu mam tam rodzinę i mój dom.
-Jak chcesz. Ale osobiście uważam, że Michi właśnie tam zacznie swoje poszukiwania.

***

Ostatni dzień w Turcji. Nie da się ukryć, że wszyscy mają już dosyć tego miejsca. Pojawiają się pierwsze kłótnie, a nawet małe bójki. Kuttin nie wytrzymuje, a co z tym idzie nie wytrzymują już wszyscy dookoła. Ostatni trening rano, pakowanie i szybko na samolot. 
-Jesteś pewny, że nie lecisz z nami do Innsbrucka? Przecież nie wiesz czy na pewno jest u Kamila.
-A gdzie indziej miałaby być Stefan? Zakopane i dom rodzinny to dla Emmy największa ostoja spokoju. Cokolwiek się zaczyna dziać, od razu przywołuje sobie to miejsce, Ono ją wycisza, uspokaja,
-No dobrze, ale masz świadomość, że jeśli jej tam nie ma to Kamil zacznie się wypytywać czemu szukasz jej w Polsce?- przestałem chwilowo się pakować i spojrzałem na przyjaciela- Myślę, że to nie do Polski pojechała.
-To w takim razie mądralo gdzie jest?
-Emma to mądra kobieta, i wie że jakby Kamil się o tym dowiedział to przy pierwszej okazji, sprałby Ci dupę. Nie ryzykowałaby kariery Kamila. Poza tym myślę, że miała świadomość tego, że tam pojedziesz. Myśli Michi to nie boli!- wróciłem do mojej poprzedniej czynności- Idioto!
-Nie mam pomysłu! Przecież nie pojechała do.. Nie no co Ty.
-Jesteś pewien, że jej tam nie ma?
-Nie pojechałaby do Thomasa, nie po tym wszystkim! Nie mogłaby!
-Zacząłbym od Monachium Michi. Ale zrobisz jak będziesz chciał.

***

-Thomas no nie bój się. Małe dzieci nie gryzą- spojrzał na mnie z przerażoną miną- Najwyżej Cię opluje.
Oboje zaczęliśmy się śmiać. Jestem u Niemca już dobry tydzień, a on do tej pory ani razu nie trzymał, żadnego z bliźniąt. W końcu nie miał wyboru, został zmuszony. Podałam mu moją córkę, mówiąc w jakich strategicznych miejscach musi trzymać ręce. Początkowo wziął ją tak jakby była co najmniej ze szkła. 
-Ale ona jest mała- powiedział to nie odwracając wzroku od dziewczynki- Mógłbym takie maleństwo mieć. 
-Mała to ona była jakiś miesiąc temu, teraz to już powoli olbrzym się robi. Zadzwoń do swojej dziewczyny i powiedz, że marzy Ci się mała córka- nie uśmiechnął się na wspomnienie jego dziewczyny
-Rozstaliśmy się, 
-Przepraszam, nie wiedziałam, Nic nie powiedziałeś.
-Było minęło- sztucznie się uśmiechnął i znowu przeniósł wzrok na moją córkę
-Byłbyś dobrym ojcem- podniósł głowę i znacznie się do mnie przybliżył, kiedy nasze twarze dzieliły już centymetry usłyszeliśmy głośne pukanie do drzwi
-Dobre wyczucie czasu. Ja otworzę- podał mi dziecko, a sam udał się w kierunku drzwi.
Chwilę pokręciłam się po pokoju, w którym spały dzieciaki ale z dołu doszły mnie głośne dźwięki.
-Co Ty tutaj robisz?
-Jest u Ciebie prawda?- Michael, skąd on?- Chcę z nią tylko porozmawiać, muszę jej coś wyjaśnić.
-Myślę, że ona nie potrzebuje Twoich wyjaśnień
-Thomas nie wtrącaj się to sprawa między mną, a Emmą
-To ciekawe czemu teraz jest u mnie w domu, a nie u Ciebie?- wiedziałam, że ta rozmowa nie skończy się dobrze
-Michi. Ja nie chcę z Tobą rozmawiać.
-Daj mi pięć minut, potem odejdę. Proszę Cię..- w kącikach zauważyłam małe łzy..

____________________________________________________________
Hej Kochane! ;*
Przybywam z dziewiętnastką już ;o Ktoś mi powie kiedy to wszystko minęło? :P
Mam nadzieję, że się Wam spodoba, bo nie ukrywam, że bardzo dobrze mi się pisało ten rozdział :)
PS. 1 Z racji tego, ze tutaj do końca zostały nam max cztery rozdziały to mam do Was dwa pytania. Po pierwsze czy chcecie, żeby po "Goń za marzeniami" pojawiło się coś nowego? A po drugie czy macie jakiegoś głównego bohatera na uwadze?  Będę bardzo wdzięczna jeśli odpowiecie mi na te pytania :) 
PS. 2 Mam też prośbę, żeby każdy kto przeczyta rozdział zostawił po sobie chociaż malutki komentarz. To daje naprawdę dużą motywację :) Liczę na Was! :3
PS. 3 Jak Wam się podoba nowy "wystrój"? :)
PS. 4 Życzę wszystkim udanej zabawy na LGP w Wiśle (pozdrówcie Michiego ode mnie ;)
Buziaki,
Ala ;*

poniedziałek, 20 lipca 2015

ROZDZIAŁ XVIII

-Michi ale jak to do domu? Przecież..
-Wiem, że nie chcesz ze mną mieszkać. Ale tak sobie pomyślałem, że do czasu kiedy lepiej się nie poczujesz powinnaś ze mną zamieszkać. Em, przecież dobrze wiesz, że przy dwójce dzieci jest masa roboty. A ja..
-Dobrze. Zamieszkamy z Tobą do czasu, kiedy nie poczuję się lepiej. Ale Michi, chce żebyś wiedział że to nie potrwa długo.
-Jasne- uśmiechnął się, ale wyglądał mimo wszystko na przybitego- To jedziemy.
Po paru godzinach zajechaliśmy pod dom. Zapamiętałam go dokładnie tak, przez te parę miesięcy w ogóle się nie zmienił. Po wejściu do środka poczułam się jak zawsze tutaj, czyli bezpiecznie.Ten dom, strasznie przypomina mi mój rodzinny dom w górach.
Stałam na środku salonu może z dwie minuty, ale jak się rozejrzałam to nie było tutaj ani Michaela, ani dzieci. Spojrzałam na schody i weszłam nimi na piętro. Wszystkie drzwi były pozamykane, jedynie jeden pokój miał lekko uchylone drzwi. Kiedy zajrzałam do środka zdałam sobie sprawę z tego czyje to miejsce.
Jasne pastelowe ściany. Dwa małe,białe łóżeczka na wprost drzwi, a nad nimi zawieszone pluszowe litery tworzące imiona naszych dzieci. Oprócz tego stała szafa, komoda. Wszędzie gdzie się spojrzało leżały misie. W rogu pokoju stał ogromny szary fotel, a w nim siedział Michi trzymający Mię.
Widok blondyna z dzieckiem na rękach był rozczulający. Zachciało mi się płakać, ale nie wiedziałam z jakiego powodu. Przecież teoretycznie powinnam być szczęśliwa. Mam dwójkę cudownych dzieci, i mężczyznę, którego.. kocham?
-Śpią. Idziemy na dół?- nawet nie zauważyłam, kiedy zdążył położyć małą do łóżeczka.
-Jasne.
-A zapomniałbym, dla Ciebie jest łóżko w sypialni. Ja będę spał na kanapie, bo wiesz nie przewidziałem opcji..
-Michi, przestań. Nie przeszkadza mi spanie z Tobą, o ile będziesz trzymał łapki przy sobie- zaśmiał się i przytaknął głową.
Kolacja, i telewizor na tym miał polegać nasz cały wieczór. Dzieciaki spały spokojnie, nie było słychać nawet krótkiego szlochania. Kiedy w końcu wkręciłam się w jakiś film, telewizor został wyłączony.
-Prądu nie ma?- spojrzałam na blondyna siedzącego obok
-Nie. Sam go wyłączyłem. Em, możemy porozmawiać?
-O czym?
-W szpitalu powiedziałaś, że w ogóle nic o Tobie nie wiem, że w ogóle Cię nie znam.. Nie powiem trochę mnie to zabolało. Na początku pomyślałam, że się mylisz bo przecież znam Cię jak nikt inny. Ale przemyślałem to- w końcu na mnie spojrzał- I masz rację, poza tym że Kamil to Twój kuzyn, i tym że Twoi rodzice nie żyją nie wiem o Tobie nic..
-Wiesz, że lubię Bayern bardziej niż Barcelonę. Kocham jeździć samochodem, ale za to nie lubię serduszek i tego typu rzeczy
-To chyba i tak nadal za mało
-Co chcesz wiedzieć?- zdziwiłam się kiedy Michi wyciągnął z kieszeni kartkę złożoną kilka razy.
Jak się okazało lista Michiego była cholernie długa. Obejmowała prawie całe moje życie, począwszy od mojego ulubionego jedzenia, kończąc na tym jak się czułam kiedy dostałam od niego nartami. Skrupulatnie starałam się odpowiedzieć na jego pytania. Czasami było mi trudniej, ale zawsze jakąś odpowiedź otrzymywał. 
-Em obiecuję, że to jest już ostatnie moje pytanie.
-To je zadaj- spojrzałam na niego lekko się uśmiechając- Już nic gorszego mnie nie spotka
-Em czy Ty.. kiedykolwiek mnie kochałaś? Tylko bądź ze mną szczera, proszę.
-Czy Cię kochałam? Michi ja nadal Cię kocham, i to jest moim największym problemem. Pomimo tego wszystkiego co mi zrobiłeś, ja nie potrafię Cię nie kochać. Będąc w szpitalu wmawiałam sobie, że nie jesteś mi potrzebny. Łudziłam się, że dam sobie radę bez Ciebie... Ale teraz wiem, że nie tak to działa. Każdemu człowiekowi do życia, jest potrzebna druga osoba. Osoba na którą może liczyć w każdej sytuacji, osoba z którą może śmiać się cały dzień, ale również może go przemilczeć. Dla mnie właśnie Ty jesteś taką osobą.
-Emma, więc wróć do mnie. Zamieszkaj, ze mną ale nie ze względu na dzieci tylko, ze względu na nas. Proszę Cię
-Nie rozumiesz. Jesteś dla mnie taką osobą, ale z drugiej strony doskonale pamiętam wszystkie momenty kiedy się na Tobie zawiodłam. Chociaż bardzo bym chciała je wyrzucić z głowy, to nie potrafię. Wierzę, że będziesz idealnym ojcem dla naszych dzieci, i wierzę też że dla Ciebie jestem całym światem... Ale to wszystko niestety nie zwróci mi zaufania do Ciebie.
-Rozumiem.. Chociaż właściwie wiesz co?! Nie rozumiem, bo do cholery jeśli mnie kochasz to powinnaś ze mną być. Jeśli się kogoś kocha to robi się wszystko, żeby z nim być!- szedł w moim kierunku z zaciśniętymi pięściami, po raz pierwszy zaczęłam się go bać- Robi się dosłownie wszystko!- chwycił moją twarz, unieruchamiając ją tak, żebym patrzyła prosto w jego oczy. Jego uścisk był tak mocny, że nie mogłam poruszyć głową, poczułam że łzy zaczynają płynąć mi po policzkach. Nie rozluźnił uścisku tylko zaczął zachłannie mnie całować, nie liczyło się dla niego to, że nie chcę tego. Nie liczyłam się ja.
-Puść mnie- nie krzyczałam ja po prostu go błagałam, kiedy jego dłonie nie ustąpiły zaczęłam krzyczeć- Puszczaj mnie Michi!
Kiedy w końcu odsunął się kawałek ode mnie, mogłam swobodnie zacząć oddychać. Powoli rozmasowywałam moją obolałą od uścisku twarz. Patrzył na mnie wzrokiem nieobecnym, a jednocześnie przepełnionym zdziwieniem. Miałam wrażenie, że sam nie wiedział co właśnie się stało.
-Ja nie..
-Zamknij się! Nie pozwolę Ci nigdy więcej na coś takiego!- podeszłam do niego na tyle blisko, że byłam w stanie wymierzyć mu soczysty cios w policzek- Nigdy więcej nie dotniesz mnie w ten sposób. Właściwie to nigdy mnie nie dotkniesz. Swoim zachowaniem pokazałeś..- usłyszałam głośny płacz z pokoju na górze.- Ja pójdę.
Wchodząc po schodach próbowałam powstrzymywać łzy, nie chciałam żeby moje dzieci zobaczyły mnie w takim właśnie stanie. Tobias płakał tak głośno, że dziękowałam Bogu, że nie obudził swojej siostry. Wyciągnęłam go ostrożnie z łóżeczka, mimo wszystko nadal nie byłam pewna jak się obchodzić z dziećmi. Zaczęłam kołysać go w ramionach, kierując się w stronę ogromnego szarego fotela. Próbowałam zrobić wszystko, żeby przestał płakać ale w ogóle mi to nie wychodziło.. W pewnym momencie miałam ochotę popłakać razem z nim. Kiedy w końcu po równo trzydziestu minutach jak w zegarku zasnął, usłyszałam trzaśnięcie drzwiami na dole. Doskonale wiedziałam, że oznacza to wyjście Michaela z domu, niestety oznaczało też płacz dwójki małych dzieci.

***

Było mi wszystko jedno. Wiedziałem, że tym dzisiejszym zachowaniem przekreśliłem wszystko. Ona nigdy mi nie wybaczy...
Szedłem oświetlonymi ulicami Innsbucka, dokładnie wiedząc gdzie się kieruje. Szukałem pierwszego lepszego baru, gdzie mógłbym utopić moją głupotę w alkoholu. Kiedy doszedłem do jednego z barów, cieszyłem się że jest tam tak tłocznie. Liczyłem na to, że nikt nie zwróci uwagi na cudownego skoczka Michaela Hayboecka. Pff, cudowny skoczek?! Idiota i nic więcej..
Usiadłem przy barze, prosząc barmana o pierwszy kieliszek wódki. Potem o kolejny. i kolejny.. Z baru wychodziłem jako jeden z ostatnich. Byłem pijany i to bardzo. Mogłem jedynie liczyć, na to że Emma wybaczy mi to wyjście.
Usiłowałem przekręcić klucz w zamku przez dobrych parę minut, bez skutku. Liczyłem na to, że w końcu ktoś usłyszy moje dobijanie się do drzwi. Żadne ze świateł nie paliło się w domu, byłem pewny że wszyscy już śpią. Kiedy w końcu udało mi się wejść do środka, zobaczyłem włączoną jedną małą lampkę, skierowana była na stolik obok kanapy. Na blacie leżała mała karteczka

"Michi odchodzę. Nie potrafię z Tobą mieszkać, nie potrafię z Tobą być. 
A jeśli się nie zmienisz, przysięgam, że zabiorę Ci Mię i Tobiasa.
Nigdy ich już nie zobaczysz, więc zastanów się nad sobą. 
Jeśli będziesz chciał się ze mną kontaktować, rób to tylko przez mojego adwokata.
Emma"

Odeszła. Obróciłem się, jednocześnie zrzucając ręką wszystkie rzeczy stojące na komodzie, włącznie z naszymi wspólnymi zdjęciami. Podniosłem jedno ze stłuczonych zdjęć, na którym byliśmy we dwójkę szczęśliwi i uśmiechnięci.
-Nie zabierzesz mi dzieci- szepnąłem do zdjęcia.

________________________________________________
Przepraszam. 
Miłego czytania,
Ala ;*

czwartek, 2 lipca 2015

ROZDZIAŁ XVII

-Pani Emmo, proszę oddychać. Musi pani zachować teraz całkowity spokój. Słyszy mnie pani?- nie starcza mi sił na odpowiedź, jedyne co robię to kiwam twierdząco głową- W takim razie za chwilę powinna zostać pani mamą ślicznych bliźniaków.
Jeden skurcz. Potem kolejny. Nie kończąca się fala bólu.. Jeśli tak ma wyglądać całe rodzicielstwo to ja dziękuję.
-Przykro mi panie Michaelu, ale nie może pan tam wejść. Będziemy pana informować na bieżąco.- ręce mu się trzęsą i pocą. Widzę jak wyciera je o swoje spodnie. Boi się?

***

Strach w jej oczach. I fakt, że nie mogę nic zrobić. Nie mogę jej pomóc.
Siedzę przed salą pół godziny.. Godzinę.. Nic. Nikt nie wychodzi, nie mam żadnych informacji. Nie słyszę, żadnego krzyku lub płaczu. Ta cisza, wydaje się za bardzo przerażająca. 
Do tego nie ma tutaj nikogo. Gdzie się podział Kamil albo chociaż Stefan. Czemu właśnie w takim momencie ich tutaj nie ma?
Kucam oparty z głową w dłoniach, tracąc już nadzieję na cokolwiek. W tym momencie otwierają się drzwi do sali.
-Panie Michaelu. Gratuluję ma pan syna i córkę- wyciąga w moim kierunku dłoń, chwilę później wykonuję ten sam gest- Za jakąś chwilę będzie mógł pan ich zobaczyć.
-Dziękuję. Naprawdę dziękuję. A co z Emmą?
-Miałam udzielać informacji tylko na temat stanu zdrowia dzieci. O pani Emmie nie mogę nic powiedzieć.
-Rozumiem. 

***

Minęły dwa tygodnie. Czternaście dni. Trzysta trzydzieści sześć godzin. Dwadzieścia tysięcy sto sześćdziesiąt minut. A ja do tej pory nie widziałam moich dzieci. 
Nie jest to spowodowane moim stanem zdrowia. Przynajmniej nie zdrowia fizycznego.
Nie mogę na nie patrzeć. Nie mogę słuchać jak płaczą. Nie słucham jak ktoś wspomina o moich dzieciach. Codziennie przychodzą do mnie członkowie rodziny, kadry i wspominają jakie słodkie oczy ma moja córka, albo jak słodko uśmiecha się do nich mój syn. 
Przychodzi Michael. Na początku próbował przemówić jakoś do mnie. Z czasem kiedy przestałam reagować na jego obecność nawet nie wspomina o nich. Czekam na moment kiedy nie wytrzyma. Kiedy w końcu wybuchnie zarzucając mi że jestem okropną matką.
Zdecydowanie będzie miał racje.
Kolejny dzień, będzie wyglądał ta samo. Przyjdzie pielęgniarka, która będzie próbowała przekonać mnie, żebym chociaż przez chwilę potrzymała swoje dzieci. Ja znowu odmówię. Potem zabiorą mnie na rehabilitację, żeby w ogóle doprowadzić mnie do stanu używalności. Myślicie, że to jest ciężki dzień? To jeszcze nie koniec. Średnio godzinę po rehabilitacji przyjdzie Michi. Nie powie nic. Zupełnie. Usiądzie koło mojego łóżka i będziemy patrzeć się na siebie nawzajem. Tak jak robiliśmy to przez ostatni tydzień..
Otwieram oczy, i widzę parking szpitala. Przez te wszystkie dni zdążyłam zorientować się, że każdy parkuje na tym samym miejscu. Niektóre osoby przyjeżdżają pół godziny przed rozpoczęciem dyżuru, a niektóre pięć minut przed. Wszystko jest takie same, nie zmienia się nic. Gapię się w okno z dobrych kilka minut, aż w końcu muszę obrócić się na drugi bok.
Siedzi na krześle. Kiedy zauważa mój wzrok spina się, wszystkie jego mięśnie momentalni się napinają. Nie mówi nic.
-Od kiedy to siedzisz tutaj od rana?
-Od kiedy to postanowiłaś się do mnie odezwać? Przez ostatnie kilka dni nie byłaś skora do rozmowy.
-Nadal nie jestem. Nie zamierzam z Tobą rozmawiać,
-Nie musisz ze mną rozmawiać, wystarczy, że mnie posłuchasz- próbuję coś powiedzieć, ale nie daje mi dojść do słowa- Jesteś hipokrytką. I do tego jesteś samolubna. Czy Ty do cholery chociaż raz pomyślałaś o naszych dzieciach?! Pomyślałaś o mnie?! Mam dosyć Emma, po prostu mam dosyć. Matka moich dzieci, zachowuje się tak jakby w ogóle ich nie było. Unika kontaktu ze wszystkimi. Ja rozumiem sytuację kobiet mających depresję po porodową, ale.. Ale u Ciebie to nie jest to prawda?! Powiedz mi prawdę! O co do cholery chodzi!
-Możesz przestać się na mnie drzeć?- mówię to takim tonem, jakby w ogóle nie trafiło do mnie to co właśnie powiedział.- Nie znasz mnie. Nic o mnie nie wiesz Michi.
-Jak to nie?
-Michi fakt, że się ze mną przespałeś nie oznacza że mnie znasz. Nie spędziliśmy ze sobą wystarczającej ilości czasu, żeby dobrze się poznać. Nie wiesz o mnie nic!- w jego oczach widać smutek, moje słowa ewidentnie go zabolały- Michi ja nigdy nie chciałam mieć dzieci.
-Przecież był moment, że się zaczęłaś cieszyć ciążą
-Cieszyłam się bo Ty się cieszyłeś. Ale jak usłyszałam Twoje słowa na tej imprezie zaczęłam się bać, że zostanę sama z dwójką dzieci. Co to za matka? Samotna z bliźniakami, i to jeszcze nie chcąca mieć dzieci.. Potem ten wypadek, śpiączka i długa rehabilitacja. To był koniec. Zdałam sobie sprawę, że będę beznadzieją matką- poczułam jak moje oczy zachodzą łzami- Pomyślałam, że będzie im lepiej beze mnie.
-Co Ty wygadujesz?
-Chciałeś prawdy to ją masz. Boję się, że będę dla nich złą matką.
-Em, myślę że nie przekonasz się o tym, dopóki ich nie poznasz- wyciąga rękę w moim kierunku- Chodź.
-Gdzie?- uśmiecha się tak jak tylko on potrafi- Zobaczmy swoje dzieci.
Trzyma mnie za rękę jakby bał się, że zaraz się rozmyślę i ucieknę. Właściwie to ta myśl, krąży mi po głowie.
Korytarz ciągnie się niemiłosiernie, aż w końcu pojawiają się sale z przeszkloną ścianą. Idziemy jeszcze kawałek, kiedy nagle się zatrzymujemy. Michi odwraca się w kierunku szyby, a dokładniej w kierunku dwóch małych łóżeczek. Na jego twarzy pojawia się dziwny grymas, jakby miał na twarzy wymalowaną miłość do tych dwóch małych istotek. Odwraca głowę, kładzie dłonie na moich ramionach, i jednym szybkim ruchem obraca mnie w kierunku gdzie jeszcze przed chwilą patrzył.
-Widzisz te dwie małe uśmiechające się istotki?- przytakuję mu głową- To nasze dzieci.
Na wprost mnie leży chłopiec,a obok niego maleńka dziewczynka. Oboje mają mało widoczne blond włoski. Chłopiec ma błękitne oczy, natomiast dziewczynka ma śliczne brązowe oczka. Są tacy podobni do Michaela. Nie mogę dopatrzyć się wspólnej cechy między nimi a mną.
-Nadal nie mają imion. Nie uzgodniliśmy nigdy tego, a sam nie chciałem podejmować takiej decyzji.
-Tobias. Chciałabym, żeby nasz syn nazywał się Tobias- na jego twarzy pojawia się uśmiech- Nie mam pomysłu na imię dla małej.
-Mia. Co Ty na to?
-Jestem za- przytula mnie, całując delikatnie w czubek głowy- Dziękuję.
-Za co?
-Wiesz za co. Gdybyś mnie tutaj nie przyprowadził, to nie wiem czy kiedykolwiek bym się tutaj pojawiła. Michi myślisz, że damy sobie radę?
-Myślę, że jeśli od nowa nauczymy się ze sobą rozmawiać to wychowanie dzieci, będzie zdecydowanie łatwiejsze- lekko się uśmiechnął- Chociaż wychowywanie ich przez pół Europy może być trudne
-Co najwyżej przez pół kraju- spojrzał na mnie, nie kryjąc swojego zdziwienia- Już dawno postanowiłam, że będę mieszkać w Austrii. Nie koniecznie z Tobą, jak miałam to zaplanowane, ale będę tam mieszkać.
-Cieszę się
-Pani Emma? Co pani tutaj robi?- widać było, że pielęgniarki nie są przyzwyczajone do mnie w tym właśnie miejscu
-Chciałabym przytulić się do moich dzieci. Będzie to możliwe?
-Oczywiście, proszę za mną.
Moment kiedy podają Ci twoje dziecko jest naprawdę wyjątkowy. Docenia to nawet taka ignorantka jak ja. Trzymając w ramionach tak małą osóbkę zdajesz sobie sprawę, że jesteś teraz odpowiedzialna za jej życie. Nie za pierwsze osiemnaście lat, ale za te wszystkie momenty.
Nie kłamali Mia ma oczy w których można zatonąć, a Tobias uśmiecha się tak uroczo że masz ochotę zjeść go na miejscu. Tak. Teraz wiem, że jednak tego chciałam.

***

Ostatnie kilka dni minęło zdecydowanie lepiej, niż poprzednie tygodnie. W końcu mam całą rodzinę przy sobie. 
Stoję w drzwiach sali, z wypisem dla mojej całej trójki. Emma siedzi na krześle trzymając na rękach Mię, a Tobias leży koło niej w nosidełku. Na jej twarzy widać uśmiech, przynajmniej tak mi się wydaje że to, właśnie to uczucie. Nawet nie zauważa mojej obecności tutaj. 
-Mam wypis- dopiero teraz podnosi na mnie wzrok- W końcu po prawie miesiącu jesteśmy wolni.
-Chciałeś powiedzieć po ponad pięciu miesiącach.
-No tak, faktycznie. Gotowi?- zapina Mię w nosidełku i kiwa twierdząco głową- W takim razie zabieram Was.
-Przecież Kamil miała nas odebrać.
-Em zabieram Was wszystkich do domu.


_________________________________________________
Hej Kochane! ;*
Po ponad miesiącu w końcu wracam. Męczarnia zwana szkołą na szczęście się skończyła, i możemy cieszyć się w końcu dwumiesięcznym "nic nie robieniem" :)
Co do rozdział mam nadzieję, że Wam się spodoba :) Nie ukrywam, że po tak długiej przerwie nie było łatwo go napisać. Ale myślę, że mi wybaczycie bo jak wiadomo powroty bywają ciężkie :)
W zakładce "BOHATEROWIE" pojawiły się dwie nowe postacie :)
Nie przedłużając, mam nadzieję że ktoś jeszcze na mnie czekał. Zapraszam do czytania :)
Buziaki,
Ala ;*